Page 199 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 199
Szoszany potwierdzał to. Jej głos przeczył śmierci i przypominał o życiu. Ponieważ
tam, u jej boku, tak naprawdę byłby bardzo daleko od niej. I to właśnie ona kazała
mu zaczynać na nowo i na nowo podejmować działanie. Tak więc jego droga, któ-
ra na cmentarzu prostowała się, tracąc swą dotychczasową bezwartościowość,
stawała się jeszcze równiejsza, prowadząc go w nadchodzącą przyszłość. Dużo
sobie jeszcze obiecywał. Przede wszystkim – ominąć cmentarz i iść dalej. W takich
chwilach Mordechaj Chaim Rumkowski czuł, że na swojej drodze musi postawić
jeszcze duże i ważne kamienie milowe, które nadadzą sens tej całej życiowej
włóczędze i przyniosą tikun . Aby i on stał się taką drogą, która prowadzi do
12
życia wiecznego – do nieśmiertelności. Umocniony na duchu takimi wzniosłymi
uczuciami wracał do domu sierot, do swej działalności społecznej, do prywatnych
interesów i rzucał się w wir codziennych zmagań z nową energią i świeżymi siłami.
Był jasny i świeży poranek majowy, kiedy wracał z cmentarza. Poszedł tam
wcześnie rano i jak zwykle nie pozostał długo. Ale droga była daleka i kiedy
Rumkowski wrócił, nie pozostało już dużo czasu do południa. Nie było sensu
zostawać na obiad. Miał w sobie taki zapał do pracy, że wbiegł do biura, złapał
bloczki oraz rachunki inkasyjne, po czym znów wybiegł na ulicę.
Żwawym krokiem minął ogród domu dziecka. Słońce połyskując kładło się
na dywanach młodej trawy i na ścieżkach, po których kroczył. Przedzierając się
przez korony drzew, dosięgało promieniami nawet bzów, które próbowały schro-
nić się w odrobinie cienia. Powietrze pachniało ziemią i rozgrzanymi kwiatami.
Idąc, Rumkowski z lubością przemierzał wzrokiem cały czysty i odświętny
ogród. Nagle zauważył pod krzakiem bzu coś białego, jakby dwa kawałki białego
papieru wiszące w powietrzu i kołyszące się lekko. Poprawił okulary. W mgnieniu
oka zrozumiał, że to para dziewczęcych skarpetek. Teraz zauważył dwie nagie
nogi, które jak snopy światła wznosiły się nad tymi skrawkami bieli. Podszedł
bliżej. Już wyraźnie widział brązową barwę krótkiej sukieneczki, a dalej – dwa
długie warkocze w kolorze blond. Wyglądały jakby wyrastały z gałęzi, a ich lekko
niedookreślony kolor powodował, że miały w sobie coś z kwiatu bzu przed roz-
kwitnięciem. Krzak bzu kołysał się lekko, potrząsając chmurą kwiatów, które
skrywały w sobie głowę i twarz dziewczynki.
Pociągnął za brzeg sukienki i usłyszał cichy okrzyk. Dziewczyna wynurzyła
się z krzewu, a wraz z nią oddzielił się od niego fragment kwiecia bzu – duży
bukiet, który trzymała w dłoni. Zobaczył podenerwowaną twarz, która w nagłym
spotkaniu ze słońcem i z nim, z panem Rumkowskim, wykrzywiła się i poczer-
wieniała. Zmrużone oczy zatrzepotały długimi rzęsami, niczym dwa schwytane,
12 Tikun – naprawa, doskonalenie, wybawienie; słowo o silnych konotacjach kabalistycznych, wią-
żące się z pojęciem tikun olam – naprawą świata, opierającym się na przekonaniu, że człowiek
jest w stanie uczestniczyć w naprawianiu niedoskonałego świata i ponosi odpowiedzialność za
czynienie go lepszym. 197