Page 204 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 204
Czule pogłaskał ją po głowie i poczuł taką bliskość, jakby ich serca się zjedno-
czyły. Podniósł z jej ramion ciężki, jasny warkocz, spojrzeniem przebiegł wnętrze
tramwaju, po czym uniósł go do warg.
– Kocham cię jak własną córkę.
Uśmiechnęła się smutno:
– Pan jest dobry.
– Ty też jesteś dobra.
– Nie wiem – zamyśliła się. – Nie mam dla kogo być dobra. Jeśli miałabym
mamę albo tatę czy brata, byłabym dla nich dobra.
– Bądź dobra dla mnie…
Tramwaj zaczął napełniać się ludźmi, zbliżali się do centrum miasta. Wszystkie
miejsca były już zajęte. Tłum zaczął też wypełniać przejścia między siedzenia-
mi. Rumkowski siedział już we właściwej odległości od Sabinki. Warkocz – deli-
katny, jasny, drzemiący wąż, znów spoczywał na jej plecach. Z zaciekawieniem
obserwowała twarze robotników, którzy pchali się do pełnego tramwaju, wra-
cając do fabryk po południowej przerwie. Patrzyła na uczniów, którzy skończyli
już naukę tego dnia. Jej myśli jednak były widocznie zajęte tym, o czym rozma-
wiali wcześniej, bo pochyliła się do swojego towarzysza i z wcześniejszą powagą
zapytała:
– A dlaczego nie chciał pan mieć dzieci, panie Rumkowski? – Jego spoj-
rzenie powędrowało ponad głową Sabiny w stronę ulicy i biegło za mijanymi
domami, jakby chciał uciec od jej niewinnego pytania. Nie mogła doczekać się
odpowiedzi. – Kiedy ja będę mężatką – ciągnęła dalej – będę mieć dom pełen
dzieci. Dziesięcioro… albo jedenaścioro. Moich własnych. To musi być lepsze
niż posiadanie obcych.
Rumkowski zaczął liczyć przecznice. Wjechali już na Piotrkowską. Za-
piął marynarkę, poprawił krawat, a palcami szybko przeczesał rozczochrane
włosy.
– Chodź! – Podniósł się. Resztki bzu spadły z jego garnituru.
Zerwała się z miejsca.
– Już lunapark? – Poprawiła bukiet w ramionach i chroniąc go łokciami, aby
nie zgnieść kwiatów, zaczęła się przeciskać między stojącymi pasażerami, torując
drogę także dla niego. Odwróciła głowę.
– Już lunapark, panie Rumkowski?
– Chodź, zobaczysz – zniecierpliwił się.
*
Na lunapark Sabina miała jeszcze chwilę poczekać. Pan Rumkowski musiał
202 się wcześniej zatroszczyć o wiele spraw. Z restauracji oferującej dobrą kuchnię