Page 198 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 198

kontemplowaniu tych ważnych dat osobistej historii, zagłębianiu się od rana do
           nocy w swój los. On nie należał do tego typu ludzi. Jego myśli szybko biegły jedna
           po drugiej, nie lubił zbyt długo myśleć o sobie. Po prostu w takie dni zadowalał
           się stwierdzeniem: „Dziś minęło dwadzieścia lat od… Dziś minęło trzydzieści lat
           od…” – po czym na mgnienie oka przenosił się myślą do wydarzenia, które miało
           miejsce wiele, wiele lat temu, przyglądając mu się jak otwartej stronie księgi,
           którą znamy na pamięć i potrafimy jednym spojrzeniem wyłowić z niej istotne
           treści. Zastanawiał się, czy to lub tamto wydarzenie rozświetliło, czy też położyło
           się cieniem na latach, które nadeszły później. W większości był to jednak cień.
             To  samo  było  z  rocznicami  jego  ożenku.  Szczególnie  tego  drugiego,
           bo pierwszego niemal nie pamiętał. Ten drugi jednak pozostał w nim wraz
           z pieszczotliwym imieniem, które kiedyś, jako zakochany mąż, nadał swojej żonie:
           „Szoszana” . Pamiętał to imię i z dziwną wyrazistością pamiętał też jej głos. A już
                    7
           szczególnie w rocznicę ślubu. To było jakby wstępował w niego dybuk  – tak realnie
                                                                 8
           i wyraziście słyszał wówczas jej słowa i tę lekką chrypkę w jej głosie. Rocznice
           ich ślubu nie były dla niego smutnymi dniami. Przeciwnie. Coś przejmującego,
           cieleśnie bliskiego nachodziło go w te dni. Jej głos był domem.
             Nie zapalał świeczek na jej  jorcajt , ale na cmentarz czasami chadzał. Szcze-
                                         9
           gólnie gdy tygodnie przed tą datą były ciężkie, a szeroka i długa droga jego życia
           wydawała mu się tak zagmatwana, że przygniatała go samotność. Wtedy wyrywał
           się na parę godzin na dobre miejsce . Tam znajdował się podwójny grób, jeden
                                         10
           jej , a drugi – czekający na niego. Tam, przed kamieniem z wygrawerowanym
             11
           swoim własnym imieniem, Chaim Mordechaj słyszał w sobie głos Szoszany, wie-
           dząc jednocześnie, że przybył tu, w to miejsce, tak blisko niej – jakby przybył do
           siebie samego. Puste miejsce u jej boku czekało na niego, a on patrząc na nie,
           widział, jak prostuje się zagmatwana droga jego życia – ale jednocześnie traci
           swoją wartość, ponieważ wiedzie tutaj, na cmentarz, aby właśnie tu osiągnąć
           swój kres. Bezsensu tego wszystkiego nie dało się pojąć.
             A jednak przychodzenie na cmentarz odświeżało go, ponieważ nie próbował
           zrozumieć tego, co nie do pojęcia. I właśnie tu, przy grobie, mógł otrząsnąć się
           zarówno z trywialności dotychczasowego życia, jak i z powagi śmierci, zupełnie
           jakby szedł na cmentarz po to, aby odkryć, że droga tam jest oszustwem. Głos




           7    Szoszana – hebrajskie imię żeńskie, w Biblii odnoszące się do lilii, we współczesnym języku hebraj-
             skim do róży.
           8    Dybuk – duch zmarłej osoby wstępujący w ciało żywego człowieka.
           9    Jorcajt – rocznica śmierci.
           10   Gut-ort – dobre miejsce, tradycyjne określenie cmentarza w jidysz.
    196    11   Na cmentarzu żydowskim w Łodzi faktycznie znajduje się grób pierwszej żony Rumkowskiego.
   193   194   195   196   197   198   199   200   201   202   203