Page 172 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 172
sprawę na uwadze: poszanowanie życia. Czasem marzę sobie, że coś takiego lada
dzień nadejdzie: że wielka, płodna idea zgromadzi nas wszystkich i koło historii
skierowane zostanie na właściwe tory. Zacznie się czas czynów, nie kłamstw.
Poszczególne jednostki przestaną wyczekiwać jutra, lecz wedle swoich możliwości
od razu dowiodą, że dzięki nim życie staje się lepsze i bardziej godne. Założenia
programowe tej oto partii miałyby tylko jeden punkt: dać ludziom możliwość życia
i rozwijania się zgodnie z ich potencjałem emocjonalnym, psychicznym i fizycznym
w ramach granic ludzkiego przeznaczenia. A jedyną dziedziną, która jednoczyłaby
moją partię, byłaby walka przeciw wszystkim siłom, które ograniczają i zduszają
rozwój ludzkiej osobowości.
Nie jestem chrześcijaninem, Mirele. Nie wyznaję chrześcijańskiej apoteozy
miłości, która jest nadludzka i niemożliwa. Ale jestem za zdroworozsądkową,
mocno osadzoną na ziemi, mądrą miłością braterską. Według mnie jest ona
podstawą naszej egzystencji. Faktem jest, że każdy z nas przychodzi na ten
świat ze strasznym głodem miłości, od pierwszej chwili po narodzeniu. I tak jak
rozmaite rodzaje komórek budują nasz organizm, tak różne typy miłości budują
i kształtują naszą psychikę: miłość matczyna, miłość mężczyzny i kobiety, mi-
łość dziecka, a także przyjaźń, która może być formą miłości. W zależności od
tego, w jakim wymiarze ten głód w nas zostanie zaspokojony – kształtuje się
nasz charakter i nasza zdolność empatii wobec ludzi. Jeśli pragnienie to jest
spełnione tylko połowicznie, będziemy połowicznie normalnymi jednostkami
i łatwiej będzie nam radzić sobie z życiem i z bliźnimi. Jeśli zaś pozostaniemy
z niezaspokojonym głodem, wyrośniemy na duchowe kaleki, które bez przerwy
szukają tego, co zastępuje miłość: pieniędzy, władzy nad innymi. I tu pojawia
się miejsce na nienawiść. Według mnie nienawiść jest desperackim krzykiem
pragnienia miłości. Symptomem duchowego niedożywienia. Weźmy na przykład
dyktatorów. Oni, tak naprawdę, są tymi najbiedniejszymi z biednych, najgłod-
niejszymi z głodnych. Zapewne nie otrzymali w życiu tego, czego potrzebowali,
i na różne sposoby zmuszają swoich podwładnych, aby ich uwielbiali, choćby
pod presją noża przy szyi. O, moja Mirele, Twój naiwny Michał nie chce niczego
więcej jak partii, która będzie walczyć z nienawiścią w samym człowieku.
Nie zapominaj, najdroższa, że noc w noc staję wobec tajemnicy narodzin.
Widzę, jak z krwi i bólu wyłania się życie. Jestem świadkiem pierwszego oddechu
i krzyku nowo narodzonego dziecka. Chwile te są „normalne” i święte zarazem.
Czasami czuję, że w takich momentach powinienem się modlić, śpiewać Allelu-
ja. Jak mogę zatem tolerować śmierć zadawaną ludzką ręką? Śmierć w wyniku
nienawiści? Za każdym razem, gdy pacjent umiera na moich oczach, choćby to
był dziewięćdziesięcioletni starzec, jestem przerażony. Nie czuję buntu, raczej
bezradność wypływającą z konieczności pogodzenia się z losem. Kiedy jednak
widzę morderstwo dokonane ludzką ręką, słyszę w sobie krzyk sprzeciwu i go-
ryczy. Przecież serce było zdrowe, płuca w porządku, mięśnie pełne jeszcze sił,
170 oczy mogły chłonąć wciąż tyle piękna, uszy przyjąć tyle dźwięków, usta mogły