Page 177 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 177

niż, na przykład, my. Sam nie wiem, jak to mogło się stać, że wyrosłem w jego
             domu, odrzucając zawsze to wszystko, w co chciał mnie wyposażyć w życiu,
             jakby to były pęta, z których się wyzwalałem. Jednak wyzwolenie okazało się
             w praktyce mniej wygodne niż jego zasady. Czy chciałbym wrócić do tego, co
             straciłem? Czy żałuję tego? – Może tak. Ale nie ma już dla mnie drogi powrotnej.
             Odrzuciłem religię, nie mam związku z glebą i środowiskiem, z których wyrosłem.
             W pewnym sensie jestem zawieszony w próżni i karmię się naiwnymi ideałami,
             których nie potrafię zrealizować. Ale mój ogląd nie może już być ograniczony.
             Musi obejmować cały ziemski padół. I jeśli znowu do tego wracam, to mogę Ci
             tylko jedno powiedzieć: w tym momencie doskonale zdaję sobie sprawę, że moim
             obowiązkiem jest, nie bacząc na wszystko, opowiedzieć się po którejś ze stron,
             więc w ostatnich dniach rozważam, jaką drogę wybrać w obliczu bezpośredniego
             niebezpieczeństwa, na które trzeba być przygotowanym. Dlatego, widzisz Mirele,
             tak dużo dziś filozofuję w tym liście. To chleb powszedni dla mojego umysłu,
             dzielę się z Tobą jego kęsami.
                Znowu byłem u mojej rodzącej. Dobrze się trzyma i próbuje powstrzymać
             jęki, jakby nie miała do nich prawa. Jej dziecko będzie bękartem. Pocieszam ją,
             jak mogę, a ona całuje mnie w rękę, co mnie załamuje. Muszę kończyć. Lada
             moment będą mnie wołać.
                Co do Twoich fantazji, że powinienem przyjechać do Paryża – lepiej o tym
             nie mówmy. Wydaje mi się, że powtarzasz je w każdym liście po to, aby mnie
             torturować. Dobrze wiesz, że przyfrunąłbym tam z chęcią i że trudno mi się po-
             wstrzymać. Jedynie pogłębiasz we mnie poczucie słabości. Myślisz, że łatwo mi
             działać zgodnie z logiką? Czy nie byłoby dla mnie wspaniałym przeżyciem pobyć
             z Tobą przez dwa miesiące w Paryżu? Ale musimy myśleć o naszej przyszłości
             i ją stawiać ponad wszystkim. Sytuacja tak się przedstawia, że mamy podstawy
             do optymizmu. Mam dobre wieści, najdroższa, naprawdę dobre wieści – dla
             Ciebie i dla mnie. Doktor Harkawi, mój szef, jedzie na dwa miesiące do Włoch
             – i tu ta bombowa wiadomość: wyobraź sobie, że on chce mi przekazać na cały
             ten czas, to znaczy na okres lata, swoją praktykę. Nie wspomnę już, jaki to dla
             mnie sukces w sensie moralnym (on twierdzi, że jestem diagnostykiem pierwszej
             klasy!), ale przede wszystkim oznacza to, że będziemy mieć pieniądze. Zdołałem
             przez zimę trochę odłożyć z różnych wystąpień i prywatnych wizyt (kombinuję też
             w ten sposób, aby większość posiłków jeść w szpitalu). Jednym słowem: mam
             małą sumkę. Gdybym zużył ją na wyjazd do Paryża, straciłbym zarówno ją, jak
             i ofertę doktora Harkawiego. Jedyne, co mogę zrobić, to wysłać Ci te pieniądze,
             abyś przyjechała do domu od razu, jak skończysz doktorat. To znaczy: przed la-
             tem. Zostawiam to jednak do Twojej decyzji. Jeśli zechcesz przyjąć ofertę, którą
             Ci przedstawiono, aby pracować tutaj przez lato jako lekarka na koloniach dla
             dzieci, miałabyś na wydatki domowe. Wówczas moglibyśmy we wrześniu wynająć
             mieszkanie z pokojem na mały gabinet dla nas obojga (prawie uwierzyłem, że
             nasz stary, już trochę wymęczony sen może się tak szybko spełnić). Jeśli postano-  175
   172   173   174   175   176   177   178   179   180   181   182