Page 154 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 154
Pan Adam wyczuł w jego głosie bezczelną, odpychającą wyższość.
– Nie mam głowy do tego w obecnych czasach.
Malarz, nie odwracając się, kontynuował przygotowania. Wysunął fotel zza
biurka i wskazał go Adamowi, aby usiadł. Adam opadł na fotel, z przyzwyczajenia
przyjmując ustaloną pozę. Dotknął głowy, aby zobaczyć, czy tych parę włosów
po bokach jest ułożonych jak należy i przykrywają jego łysinę, potem wsparł
ramiona na oparciach obitego tkaniną fotela, po czym splótł palce na piersi,
uniósł nalaną twarz o podwójnym podbródku i rzucił ostatnie spojrzenie w kierun-
ku swej podobizny na płótnie. Malarz odwrócił obraz tyłem do Adama i zaczął
pracę.
Teraz, zamiast swej postaci na płótnie, Adam miał przed sobą zgrabną syl-
wetkę Gutmana, jego skoncentrowaną twarz, przymrużone oczy i paletę farb na
silnej, żylastej ręce.
– Wie pan, co panu powiem? – Adama zadziwiał spokój we własnym głosie,
mimo że wszystko w nim wrzało. – Uważam, że zamiast portretu robi pan moją
karykaturę.
Malarz nie przerywał pracy.
– Tak pana widzę – odezwał się nonszalancko.
– To źle pan widzi. Nawet w przypadku najpiękniejszej osoby wyolbrzymiając
rysy, uzyskuje się karykaturę. Dlaczego pan mi to robi? – Pan Adam nie mógł
pojąć, czemu jego głos brzmi tak łagodnie, kiedy wszystko w nim wrze i kipi. –
Czy nie płacę panu wystarczająco?
– Pieniądze nie mają tu nic do rzeczy.
– Cóż zatem? Przecież w końcu jest z pana jakiś artysta, prawda?
– Dlatego muszę być wierny sobie.
– Ale może pan użyć nieco swej wyobraźni. Weźmy na przykład moją łysinę.
Czy aż tyle by pana kosztowało, aby dołożyć mi trochę włosów, ha?
– O to panu chodzi?
Gutman miał rację. Nie, nie o to chodziło Adamowi. To było coś innego niż
kwestia paru włosów na głowie.
– Myślę – pan Adam zaczął nagle filozofować. – Myślę, że artysta powinien
podchodzić z sympatią do swego obiektu. Przyjaźnie…
Lekki, ironiczny uśmieszek zaigrał na górnej wardze Gutmana.
– To prawda, panie Rozenberg – ani na minutę nie przerywał swej pracy.
– Może powinien się pan zwrócić do innego malarza, aby mieć taki portret, jaki
by sobie pan życzy. I… – Lekki uśmieszek na wardze malarza przekształcił się
w grymas jawnej kpiny.
– A jeśli obejrzy się pan po dzisiejszym seansie, panie Rozenberg, jeszcze
mniej będzie pan się sobie podobał. Wyrzucił pan stąd mojego przyjaciela… –
Pan Adam poczuł, że aż podrywa go z siedzenia. Gutman śmie poruszać temat
swojej chucpy, tego, że przysyła tu jakichś ludzi! Aż mu pociemniało przed oczy-
152 ma. – Berkowicz jest młodym pisarzem – mówił dalej Gutman, malując pędzlem