Page 152 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 152
drewnianymi i metalowymi linijkami, miarkami oraz zwitkami różnych papierów,
gazet, bloczków. Teraz był idealny moment, aby zająć się problemem Zosi. Ale
kierownik uprzedził Adama:
– Zapomniałem panu powiedzieć, panie Rozenberg – zawołał pośpiesznie.
– Na zewnątrz ktoś od dłuższego czasu czeka na pana.
Panu Adamowi stanął w gardle kęs rogalika. Odezwał się w nim stłumiony
niepokój:
– Kto?
– Nie wiem kto. Nie chciał mi powiedzieć, jak się nazywa ani po co przychodzi.
Powiedziałem, że nie przyjmuje pan interesantów, jednak on koniecznie chce
pana widzieć.
Pan Adam odsunął od siebie tacę ze śniadaniem.
– Niech go pan wpuści.
Zajdenfeld widać oczekiwał innego polecenia, bo spojrzał ze zdumieniem,
ale nic nie powiedział i opuścił pokój.
W gabinecie pojawiła się postać w znoszonym, czarnym płaszczu zimowym,
z kobiecym kołnierzem futrzanym wokół szyi. Mężczyzna miał na głowie okrągłą
żydowską czapeczkę, spod której sterczała gęstwina włosów. Twarz miał bladą,
młodzieńczą z parą rozbieganych, krótkowzrocznych oczu bez ustanku otwiera-
jących się i zaciskających pod szkłami okularów w grubych oprawach.
Widząc go, pan Adam niemal z ulgą odetchnął. Poczuł w sobie łaskotanie jak
przed wybuchem śmiechu, ale nagle wezbrała w nim złość na Zajdenfelda, że
ten nastraszył go, spłatał mu figla i wpuścił do środka włóczęgę.
– Czego pan chce?! – krzyknął Adam w kierunku przybysza.
– Pracy… – wyjąkał młodzieniec i wyciągnął jakiś papierek z kieszeni płasz-
cza. Ociężałym, ale szybkim krokiem zbliżył się do biurka. – Jestem fachowcem.
Zdumienie i złość pana Adama narastały:
– Dlaczego nie porozmawiał pan z kierownikiem? To on zajmuje się takimi
sprawami!
– Mam tu liścik do pana, panie Rozenberg – młody człowiek położył papier
na brzegu stołu. – Wszystkim Żydom dano wypowiedzenia w mojej fabryce. A ja
mam żonę i dziecko…
Pan Adam z odrazą wziął pogięty papierek w koniuszki palców, rzucił na niego
okiem i odsunął od siebie:
– Nikogo takiego nie znam…
Młodzieniec mrugał oczami ze zdumienia i zmieszania:
– Malarz Gutman.
– Malarz Gutman? – powtórzył pan Adam. – To on już ludzi przysyła do mnie?
– Odepchnął się od stołu obiema rękami, gotów wstać.
– Jestem żydowskim pisarzem, panie Rozenberg.
– Co?!
150 – Pisarzem żydowskim. Nazywam się Berkowicz.