Page 148 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 148
Minęła chwila, zanim kierownik się pojawił. Szybko podszedł do swego pryn-
cypała ze spojrzeniem wbitym w dłonie pełne rozmaitych papierów. Pan Adam
z zazdrością podziwiał szczupłą sylwetkę Zajdenfelda bez śladu brzuszka oraz
jego blond jeżyka, którego gąszcz wznosił się nad srogim, nachmurzonym czołem.
Z satysfakcją dostrzegł odrobinę siwizny nad skroniami i karkiem kierownika. Sam
Adam miał niewiele włosów, ale do tej pory nie odnotował ani jednego siwego.
– Jak przebiega produkcja? – zapytał dostojnie podwładnego.
Kierownik nie odpowiedział od razu, cały czas wpatrując się w papiery, które
trzymał w ręce. Czytając, wsadził drugą dłoń do bocznej kieszeni, która wypcha-
na była rozmaitymi drewnianymi linijkami, miarkami i zwojem różnobarwnych
papierów, szybko i zwinnie wydobył stamtąd chusteczkę, po czym wysmarkał
nos. Teraz dopiero zatrzymał wzrok na szefie.
– Produkcja? Całkiem dobrze. Stoi tylko sześć maszyn. Grypa. Sześciu
pracowników niewykwalifikowanych jest chorych i dwunastu ludzi od maszyn…
Może pięćdziesięciu pracuje z gorączką.
– Nie lubię, kiedy maszyny stoją.
Zajdenfeld rozłożył ręce:
– Nic na to nie poradzę. Czterech ludzi leży w ambulatorium. Zasłabli przy pracy.
– Obiboki! – Pan Adam potrząsł wiszącym podbródkiem i wyprostował się.
– Proszę ich do mnie przysłać!
Kierownik Zajdenfeld zdziwił się. Od tak dawna pan Adam nie życzył sobie
oglądać swych pracowników.
– Jeśli mógłbym panu pomóc…
– Jeśli pan mógłby mi pomóc! – wybuchnął Adam czując, że jego wściekłość
bierze się stąd, iż nie ma odwagi powiedzieć Zajdenfeldowi o Zosi. – Kto tu ma
prawo do kogo tak mówić? I proszę patrzeć na mnie, kiedy mówię do pana!
Zajdenfeld patrzył na niego ze zniecierpliwieniem dorosłego, który czeka, aż
rozkapryszone dziecko przestanie okazywać swój upór.
– Chce się pan od nich zarazić, panie Rozenberg?
– Proszę robić, co mówię! – krzyknął Adam, ale w duszy nie był już pewny,
czy rzeczywiście chce zobaczyć chorych pracowników.
Zajdenfeld położył przed panem Adamem list, który przed chwilą przeczytał.
– Znowu przyszedł okólnik, proszę zobaczyć, czego oni chcą? Szyld na bramie
trzeba zdjąć i wypisać na nim nazwisko właściciela.
– No to zdejmij go i wymaluj! – Adam odepchnął od siebie list, nie spojrzawszy
nawet na niego.
– Pan rozumie, panie Rozenberg, to są nowe szykany.
Twarz Adama skrzywiła się:
– Na każdym kroku widzi pan szykany.
– Żądają tego jedynie od firm żydowskich.
Pan Adam szybko spławił kierownika. Wsadził do ust cukierka i delektował
146 się słodyczą na języku. Jednocześnie w gabinecie zrobiło mu się ciasno i duszno.