Page 97 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 97
obok męża. – Cały dzień jesteś na nogach, musisz jeść. Pomyślałam, że zjemy
dzisiaj ostatni kawałek kiełbasy. Każdy dostanie po plasterku, potem zrobię
herbatę, jeszcze zostało kilka listków.
– Zawsze mówiłem, że z ciebie cudowna gospodyni. Ale to nie jest słuszne,
żebym tyle jadł, ja już jadłem w sierocińcu. Kiełbasę zjedzcie same, wypiję
z wami herbatę.
– Jakub. – Helena pochyliła się i lekko dotknęła jego ręki. – Jesteś dziś
smutny, potrzeba ci czegoś ekstra. Najesz się, a wszystko zobaczysz w in-
nym świetle, nie wszystko jeszcze wygląda beznadziejnie, niedługo się od-
mieni. Ameryka jeszcze swego nie powiedziała, a Rosję to oni po prostu
zaskoczyli.
– Oczywiście, Helenko, ja to rozumiem. Jutro wszystko będzie inaczej. Nie
myśl, że się załamałem. Znowu tylko spotkał mnie zawód. Poza tym jestem
zmęczony. Wiesz, te moje nogi…
Helena skinęła głową. Była zatroskana. Dawno już odkryła, że jeśli chodzi
o obuwie, rodzinne zasoby wyczerpały się. Paula chodziła w drewniakach,
które okropnie ją uwierały, bo były zbyt płaskie i byle jak zrobione. Ona sama
też próbowała i nadal miała nadzieję, że może do zimy przywyknie. Lecz
Jakub stał całymi dniami, więc musiał mieć porządne buty, bez tego nie da
sobie rady. Nie mógł pracować w takich niezdarnych, ciężkich drewniakach.
Próbował już używać onuc i dwóch par skarpet, wieczorem stopy miał jednak
pokrwawione i spuchnięte. Musiał drewniaki odstawić.
Jego żona nie wiedziała, co robić. Buty to była najważniejsza rzecz, waż-
niejsza niż cała reszta ubrania. Jakub tak twierdził już od pierwszej chwili,
kiedy nadeszły wiadomości o straszliwej klęsce Rosji. A teraz, kiedy niepokój
w getcie narastał, kiedy zaczęto wywozić ludzi, powtarzał z wielką powagą:
– Helena, musimy mieć zawsze dwie rzeczy pod ręką: całe, wygodne buty
i zapakowany plecak z tym, co najniezbędniejsze.
Helena nie pytała dlaczego. Wyjaśnienia były zbędne. Myślała stale nad
tym, jak to rozwiązać. Skórzane buty były niedostępne. Skóra pojawiała się
niekiedy na czarnym rynku, lecz cena przekraczała ich możliwości. Kosztow-
ności już się pozbyła, wymieniła je na chleb i mąkę. Miała jeszcze wprawdzie
ślubny pierścionek, lecz ten chciała zachować. Złoto było poza tym niewiele
teraz warte, nie było co z nim zrobić. Zjeść złota się nie dawało. Jeść mniej
i zaoszczędzić trochę produktów, by potem je wymienić – to nie do pomyślenia.
Przydziały były niewielkie, nigdy nie dadzą rady zebrać tyle, żeby starczyło
na skórę na buty. Lecz Jakub musi mieć dobre buty! 97