Page 94 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 94

Być straconym. Tak, byli straceni. Bracia mogli czytać i modlić się, ile
           chcieli, Jehudiego uratować tym nie mogli. Jehudi musi umrzeć, tak jak przed
           nim Józef i Szmul. Zagłada czeka i ją, i resztę rodziny. Może już wszyscy byli
           zarażeni? Zarazki, które Jehudi rozsiewał przy każdym oddechu, roznosiły się
           po całym ich ciasnym pokoju, rozmnażały się, rzucały się na nich… Wydawało
           się, że cały ich dom staczał się w przepaść, a bracia zajmowali się wyłącznie
           swoją Torą i modłami. Cóż ona, Gołda, mogła zrobić? Nic. Mogła tylko
           czekać. Czekać i rozmyślać nad tym, kto następny podzieli los Jehudiego.
             Gołda zastanawiała się, czy jej chory brat pamięta ich rozmowę o jedzeniu
           i jak ich wtedy ostrzegała. To były bolesne, twarde słowa: Józef i Szmul nie
           mieli możliwości wyboru… Jehudi mógł wybrać. Musiał pamiętać jej słowa,
           wiedziała, że nikt w rodzinie ich nie zapomniał. Lecz brat patrzył tylko nie-
           kiedy na nią dziwnym, obcym i rozgorączkowanym wzrokiem. Nie prosił
           o możliwość wyboru. Dla niego to nie miało już zresztą żadnego znaczenia,
           dla niego było już za późno.
             Pierwszą rzeczą, jaką Gołda robiła po przyjściu z pracy do domu, było
           przygotowanie jedzenia dla Jehudiego. Kiedy mączna zupa się gotowała, ona
           poprawiała jego łóżko i myła go. Potem przyprawiała kleik odrobiną mar-
           garyny i cukru. Zużywała na to cały rodzinny przydział tłuszczu i cukru,
           podobnie jak kiedyś, gdy miała nadzieję, że lepsze odżywianie może uratować
           Józefa i Szmula.
             Któregoś dnia, kiedy posmakowała zupę, naszła ją ochota, by kleik po prostu
           zjeść. Jehudiemu to już pomóc nie mogło, dlaczego więc nie spróbować pomóc
           sobie samej? Dlaczego nie opróżnić garnka od razu, poczuć, jak to słodkie,
           smaczne danie spływa powoli do żołądka i wypełnia go słodyczą i ciepłem?
             Gołda trzymała garnek w trzęsących się rękach, patrzyła na tę szarą, gęstą
           ciecz, która pokrywała jego dno, i słyszała głos mówiący do niej szeptem:
           „Jedz, Gołda, jedz! Twoje ciało wysycha, powinnaś jeść. To nic, że twój brat
           dostanie mniej, to jemu ani nie zaszkodzi, ani nie pomoże...”.
             Napotkała spojrzenie Jehudiego. Czekał na jedzenie, oparł się na łokciach,
           patrzył na nią. Gołda spoglądała na brata, ogarnęło ją przerażenie. Może wie-
           dział, jakie myśli kręcą się jej po głowie? Umierający ludzie dużo rozumieją.
           Lecz co się z nią działo? Czy to były rzeczywiście jej własne myśli? Czy wpada
           w szaleństwo, skoro żałuje choremu bratu jedzenia?
             Odwróciła się gwałtownie, przelała kleik na talerz, postawiła go koło
           łóżka i podeszła do okna. Tam nie sięgał jej wzrok brata, tam nie mógł czytać
     94    z jej twarzy. Mogła być przez moment sama ze sobą i swoimi rozbieganymi
   89   90   91   92   93   94   95   96   97   98   99