Page 93 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 93

2

                Jeszcze na początku lata, gdy dobre wiadomości były nowe, a nastroje
             przesiąknięte optymizmem, zachorował Jehudi. Stan jego zdrowia pogarszał
             się z każdym dniem. Choroba postępowała szybciej i z większą gwałtowno-
             ścią niż u młodszych braci. Gołda zwalniała się codziennie z pracy, żeby móc
             wcześniej wrócić do domu i opiekować się chorym.
                W miarę postępów choroby pogarszały się także stosunki między Gołdą
             a pozostałymi braćmi. Ci pogrążali się coraz bardziej w swoich modlitwach
             i świętych księgach, a ich rozmowy z siostrą ograniczały się do absolutnego
             minimum. Kiedy spoglądała na nich, jej oczy nabierały twardego, rozpacz-
             liwego wyrazu.
                Matka zaś wydawała się niczego nie rozumieć i nadal twierdziła, że Jehudi
             zapadł na letnie przeziębienie. Pochylała tylko coraz bardziej głowę, jakby
             w coraz głębszej pokorze wobec boskich wyroków i w pokornym oczekiwaniu
             na boskie zmiłowanie.
                Jak mogła być aż tak ślepa? Gołda nie mogła tego zrozumieć. Podziwiała
             jednak jej postawę, niezmienioną, niepoddającą się wpływom czasu i ciężkich
             warunków życia. Zachowała swoją spokojną godność i powściągliwą, nieco
             chłodną uprzejmość. Gołda nie śmiała już nawet wspomnieć o tym, co stale
             wypełniało jej myśli: mięso, nieczyste mięso… Im większa bariera powstawała
             między nią a resztą rodziny, tym czuła się głodniejsza, tym silniej marzyła
             o mięsie. Nie obchodziło ją, że było nieczyste. I nie chodziło jej już o braci,
             a o nią samą.
                Niekiedy, gdy szła ze swoim przydziałem w ręku, nie mogła się oprzeć
             myśli, że to była jej porcja. Jej własny kawał mięsa, które mogłaby usmażyć
             albo ugotować, przyrządzić według własnego smaku – gdyby nie matka i bra-
             cia. Nie chciała znaleźć się w takim stanie jak Jehudi, chciała żyć i zachować
             zdrowie, uratować się przed przeklętym losem, który wydawał się ciążyć nad
             ich domem.
                A gdzie było to boskie miłosierdzie, na które matka czekała? Boskie
             przekleństwo, to odczuwała wyraźnie, widziała je, patrząc na łóżko, gdzie
             zawsze leżał ktoś chory. Czyja teraz kolej? Lejba, Abrama, kogoś inne-
             go? Zauważyła, że sąsiedzi stali się bardziej ostrożni, nie przychodzili już
             tak często. Nawet Irena Razer zaczęła trzymać się z daleka. Dom, gdzie
             panowała gruźlica, był niebezpieczny. Zarazić się łatwo – potem jest
             się straconym.                                                        93
   88   89   90   91   92   93   94   95   96   97   98