Page 95 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 95
myślami. I kiedy tak stała z czołem przy chłodnej szybie, odzywało się w niej
głuche, bezradne pytanie:
– Boże, co z nami czynisz?
3
Sąsiedzi zebrali się znowu u Lewinów. Atmosfera była napięta i nerwowa.
Jakub patrzył w ziemię, a Icek, siedząc koło swojej żony, nerwowo bębnił
palcami po stole.
– Powtarzasz, żeby nie jechać. Ale jak się do diabła uchronić?! – wybuch-
nął. – Oni tylu ludzi teraz zabierają. Biorą z ulicy, z pracy, dobrowolnie albo
pod przymusem. Codziennie znika kilkaset osób, po prostu nie wracają do
domu. Może ty wiesz, jak tego uniknąć?
– Nie wiem. – Lewin podniósł do ust kubek, który Paula postawi-
ła na stole. Posmakował ostrożnie. Kawa była niesłodzona, gorzka. Upił
jeszcze jeden łyk i odstawił kubek. – Lepiej nie jechać. Jeśli złapią, trze-
ba próbować uciekać z transportu. Tu chyba bezpieczniej. Nie wierzę
w te obietnice dla ochotników. Nikt nigdy nie dojedzie do obiecanego
miejsca.
Jakub rozprostował drżące ze zmęczenia nogi. Pochylił się, zdjął buty
i podał je żonie, lekko się uśmiechając.
– Są już do niczego. Całkiem do niczego.
– To prawda, nic już nie da się zrobić. – Helena westchnęła. – Ale może
Mojsze coś poradzi.
– Nie sądzę. Nie ma skóry.
– Panie Lewin, ja wiem, że wszyscy jesteśmy w tej samej sytuacji. Jeśli nas
zabiorą z ulicy, to znaczy koniec, koniec i do widzenia. Ale przecież niech
pan nam poradzi, co robić?
– Z domu też nas mogą zabrać. – Lewin położył rękę na ramieniu Heleny
i zwrócił się do Henryka Zajdla: – Jakie ja tam mogę dawać rady. Wszyscy
wiemy, co robić. Mieć oczy i uszy otwarte, nie wychodzić, jeśli to nie jest
konieczne. Oszczędzać siły, przydadzą się.
– Coś więcej?
– Więcej? My na najgorsze trochę się przygotowaliśmy. – Jakub wstał
i spod łóżka wyjął płócienną torbę z paskiem na ramię i ręcznie zrobiony
plecak. – Helena to dla nas uszyła, torby na chleb i plecaki ze złożonego na 95