Page 101 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 101

od pracy swoim gadaniem i chichotami. Były żywe jak wiewiórki, niekiedy
             musiałem je przeganiać. Ale wciąż wracały, siadały na łóżku i bawiły się swoimi
             lalkami. Czy może pani zrozumieć, co mogły tutaj lubić, u starego szewca?
                Paula poczuła skurcz w gardle. Zrozumiała, że Mojsze opowiadał jej
             ważną rzecz, o której może nigdy nikomu przedtem nie mówił. Miłe wspo-
             mnienia, które nadal upiękniały jego odosobnioną samotność. Musiała się
             powstrzymać, żeby nie położyć ręki na jego ramieniu. Nie szukał przecież
             współczucia.
                – Wydaje mi się, że rozumiem – rzekła nieśmiało. – Ja też bym chciała się
             u pana bawić lalkami.
                Wodniste oczy szewca jej nie dostrzegały. Wydawało się, że nawet nie
             słyszał jej słów.
                – Kiedy spotykalismy się na ulicy, biegły za mną jak dwa małe szczeniaki,
             a jak tylko otworzyłem drzwi, już tu były. Kiedy wychodziły, dawałem im
             niekiedy jakiś grosz na cukierki. A coś dobrego miałem zawsze w kieszeni.
             W domu tego pewnie nie dostawały, bo Janik był biedny. Zastanawiam się,
             gdzie są teraz…
                – To byli Polacy?
                – Tak. Teraz wy tam mieszkacie.
                Paula spoglądała na Mojsze w zadumie. W jego głosie odczuwała nie tylko
             tęsknotę, lecz także jakby przyganę i ukrytą pretensję. Oni wprowadzili się
             do mieszkania, które dla niego wiązało się z najlepszymi wspomnieniami.
             Tam mieszkały bliźniaczki. I nadal powinny mieszkać, odwiedzać go, siadać
             na jego łóżku i czekać na łakocie. To miejsce było nie dla niej, lecz dla tych
             dwóch dziewczynek, które Mojsze znał od urodzenia. Ona była tu obca, nie
             należała do jego świata.
                Paula podniosła się i ukradkiem wygładziła narzutę.
                – Brakuje ich panu – powiedziała z ciepłem w głosie. – Tak to jest, że
             człowiek się przyzwyczaja do ludzi i swojego otoczenia. Ja też tęsknię za
             podwórkiem, gdzie mieszkałam od urodzenia. Jak wojna się skończy, znowu
             spotkamy tych z drugiej strony. A pana przyjaciele wrócą tutaj.
                – Nie, nie wierzę w to. Poza tym to pewnie nie dożyję. Za stary jestem,
             żeby na coś czekać. W moim wieku to się już nie czeka, tak się tylko żyje, aż
             się zaśnie na dobre.
                – Nie powinien pan tak myśleć, panie Zalewski – rzekła Paula, zasmucona
             i zakłopotana. – Starsi ludzie dają sobie radę niekiedy lepiej niż młodzi. Potrafią
             oszczędzać siły, nie tak jak my. Na pewno spotka pan znowu te dziewczynki.  101
   96   97   98   99   100   101   102   103   104   105   106