Page 64 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 64

Rozdział szósty













                                           1

           – Rany boskie, jakie ja miałem szczęście z tą pracą. Jakie cholerne szczęście!
           To tylko przypadek, że to i nas nie spotkało. Jak ja na początku nie mogłem
           znaleźć pracy, to moja Sara namawiała mnie: pójdź, zamelduj się, dostaniesz
           trochę grosza. Na szczęście jej nie posłuchałem.
             Jakub patrzył w milczeniu na mężczyznę, któremu właśnie namydlił twarz.
           Nie mógł wydobyć z siebie słowa. Znał tego człowieka, to był jego stały klient.
           Lecz znał także i innych, tych co z całymi swoimi rodzinami szykowali się
           teraz do wyjazdu – dzieci, chorzy, starzy, wszyscy ci, którym nie udało się
           znaleźć pracy lub pracować nie mogli i żyli z datków Rumkowskiego. Wszyscy
           ci ludzie pakowali dzisiaj swoje manatki.
             – Czy wie pan, panie Lewin, dokąd ich przeprowadzają? Co z nimi będzie?
           Oni nie mogą przecież pracować. Nie biorą ich chyba na roboty?
             Sergiusz, który wczoraj odwiedził Lewina, twierdził, że domyśla się, dokąd
           tych ludzi wysyłają, i że wie, co ich tam czeka. Słyszał przez radio o obozie
           w Oświęcimiu. Nie powinni jednak o tym nikomu mówić, w każdym razie
           nie teraz, kiedy te pakujące się rodziny żywią jeszcze jakąś nadzieję. Niewielu
           słyszało dotąd o Oświęcimiu.
             – Tak, miał pan szczęście – powiedział Lewin. – Pan i ja, i wszyscy inni,
           co tu zostają, mają szczęście.
             – Ale nie ci biedacy.
             – Nie, nie oni…
             Co myślą teraz ci, którzy są już spakowani i wiedzą, że czeka ich długa po-
           dróż w nieznane? Rumkowski brzmiał uspokajająco, choć zapewne wiedział,
           dokąd ich wiozą. Czy mógł coś zrobić i akcję powstrzymać? Zdumiewające,
           że potrafił mówić tak spokojnie, kiedy tysiące ludzi czekało na wywózkę.
     64    Były wśród nich całe rodziny – bo wystarczało, żeby jeden z jej członków brał
   59   60   61   62   63   64   65   66   67   68   69