Page 61 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 61

– A może i pan z nami pójdzie? To interesujące zobaczyć, jak drzewo upada.
                – Ja? – Mojsze odwrócił głowę i skierował się powoli w stronę swojego
             mieszkania. – Ja nie jestem ciekawski, za stary na to jestem. Ale zastanawiam się,
             co by powiedział dozorca i jego Anna, jakby się o tym dowiedzieli… Najpierw
             brama, teraz kasztan. – Pokręcił głową. – No tak, nie nadąża się za czasem.
             Ale panie niech tam sobie pójdą, proszę bardzo. To na pewno interesujące
             zobaczyć, jak drzewo upada.
                Kobiety odprowadziły go wzrokiem, a kiedy zamknął za sobą drzwi,
             popatrzyły na siebie.
                – Co staruszek miał właściwie na myśli? – szepnęła Klara.
                – A tam. – Irena wzruszyła ramionami, jakby z lekką pogardą, i zaczęła
             iść po schodach. – Lepiej się nie zastanawiać, co tacy starzy ludzie myślą. Jest
             zły o to drzewo, wszyscy jesteśmy źli, powinno być nasze. Ale opowiadać coś
             tam o dozorcy i jego Annie? Oni nie mają z tym nic wspólnego.
                Irena i Klara zapukały do drzwi sąsiadów. Otworzyła pani Rubinsztajn.
             Kiedy wyjaśniły, po co przyszły, wpuściła je bez słowa, ale nieco się ociągając.
             Klara czuła się zakłopotana, rzuciła niepewne spojrzenie na leżącego w łóżku
             syna. Zuważyła, że chłopiec odwrócił się do ściany, gdy tylko je zobaczył.
             Zrozumiała, że nie powinny były tu przychodzić. Zawstydzona, czując, że się
             po prostu narzucają, podeszła do Gołdy, która stała przy oknie i wyglądała
             na podwórko. Postanowiła skrócić swoją wizytę, popatrzeć tylko, jak zwalają
             kasztan, i wyjść. Tak, pójść od razu byłoby może niegrzecznie.
                Klara zobaczyła, że Irena podeszła do okna, przy którym siedział Lejb
             i czytał książkę, dostrzegła też krótkie, ostre spojrzenie, jakie Gołda rzuciła
             w tamtą stronę. Odwróciła głowę i pochyliła się nad parapetem.
                Irena celowo przepuściła Klarę przed sobą, gdy zobaczyła, że Lejb jest
             w domu. Chciała, żeby jej towarzyszka podeszła do Gołdy, żeby ona sama
             mogła bez skrępowania podejść do mężczyzny. Przy każdym oknie mieściły
             się tylko dwie osoby. Lejb odsunął się, żeby zostawić jej więcej miejsca. Nie
             przerwał lektury.
                – Może panu przeszkadzam – szepnęła.
                Lejb pokręcił przecząco głową, nie podnosząc wzroku. To, co się działo na
             podwórku, mało go interesowało. Ani też to, że Irena stała tuż obok. Może
             ja go tylko drażnię, pomyślała. Chciałaby z nim porozmawiać, ale zauważyła
             złe spojrzenie Gołdy.
                Dlaczego siostra Lejba była jej tak niechętna? Przecież nic złego nie zro-
             biła ani Lejbowi, ani Gołdzie. A takie warowanie nad dorosłym mężczyzną   61
   56   57   58   59   60   61   62   63   64   65   66