Page 46 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 46

Być przez cały dzień otoczonym cudownym zapachem, lecz nie mieć dostępu
           do jego źródeł – to nie będzie łatwe. Póki co, jeszcze nie cierpiał. Przeciwnie,
           podobało mu się to, że drażniono mu powonienie w tak przyjemny sposób.
           Lecz potem, jak to będzie, gdy wypalą się wszystkie rezerwy w ciele, a głód
           stanie się trudny do zniesiena? To na pewno niełatwe – odsunąć od siebie
           myśli o jedzeniu, kiedy wokół takie zapachy!
             W końcu jednak Jakub zaczął się śmiać z samego siebie i swoich obaw.
           Najlepiej to po prostu zaakceptować, pomyślał. Zapach jest cudowny, spra-
           wia mi przyjemność, lubię go wdychać. Przypomina mi o dawnych czasach,
           ułatwia marzyć o ich powrocie. Nikt mi nie może zabronić tej przyjemności,
           jest za darmo dla wszystkich, którzy tu przebywają. A cierpienia z powodu
           pustego brzucha muszę traktować jak próbę albo koszt, który ponoszę za
           zaszczyt sąsiedztwa z masarnią. Na dobre i złe, każdy dzień trzeba brać
           jakim jest.
             Wytwórnia kiełbas zmieniła tok życia Lewina. Miał teraz nagle dużo więcej
           pracy, gdyż klienci, którzy wpadali do jego zakładu, bo akurat przechodzili
           obok, a chcieli się ostrzyc lub ogolić, chętnie potem wracali. Zapachy, które
           dochodziły z masarni, działały jak magnes. A im było zimniej, im dokuczliwszy
           był głód, tym większą stanowiły atrakcję, bo tym większa była potrzeba, by
           oddawać się marzeniom.
             Pracował więc teraz od rana do wieczora, golił, strzygł, dawał nawet masaże
           twarzy. I nikt nie miał mu tego za złe, że niekiedy przychodziło długo czekać.
           Klienci czekali chętnie, dyskutowali o wydarzeniach dnia, udając przy tym, że
           o zapachy nie dbają. Zawsze ktoś jednak nie mógł się powstrzymać, podchodził
           do tylnego wyjścia i głęboko wciągał powietrze pełne woni dochodzących zza
           drzwi pokrytych blachą. Rozmowy zaczynały wtedy dotyczyć tylko jednego
           i nikt nie musiał już ukrywać swej palącej tęsknoty za mięsem, smakowitym,
           soczystym… Wszyscy myśleli o tym samym.
             Niektórzy wychodzili na zaplecze, stali tam i obserwowali odpoczywających
           na podwórzu pracowników masarni, patrzyli na nich z zazdrością.
             – Ci to nigdy nie muszą być głodni – mówili.
             – Nie, nie oni. Na pewno dostają, ile zechcą. Na własną rękę też biorą,
           sam to widziałem.
             – A ty byś nie brał?
             – Jasne! I tak nas okradają z naszych przydziałów, jaki tam sens być uczci-
           wym. Ja bym się nażarł, aż brzuch by mi pękł. Żeby tylko kiedyś trafiła
     46    się okazja…
   41   42   43   44   45   46   47   48   49   50   51