Page 41 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 41
Rozdział czwarty
1
Długi okres chłodów miał się ku końcowi, nie było wątpliwości, że nadchodzi
wiosna. A kiedy znikły ostatnie ślady śnieżnych zasp, wszystko poszło już
szybko – po krótkim czasie na krzewach i drzewach pojawiły się pierwsze
zielone pąki.
W mieszkańców getta zaczęła wstępować wiara w przyszłość. Łatwiej
było znosić wieczne oczekiwanie, gdy słońce grzało, a w powietrzu unosiła
się nadzieja, że wszystko będzie kwitło i rosło. Wiosna niosła z sobą zalążki
przemian. Coś się zmieni, jeśli nie teraz, to wkrótce… Poczekajmy tylko, aż
wiosna rozkwitnie pełnią kwiatów.
Przy domu na Marysińskiej 27 trawa zaczęła wyrastać między kamienia-
mi podwórkowego bruku. Nikt jej teraz nie wyrywał, rosła bez przeszkód,
tworzyła małe zielone oazy wśród błyszczących kamieni. Pojawiła się też przy
kasztanie, przytulała się mocno do grubego pnia drzewa.
Józef tego nie dożył, nie zobaczy już kwitnącego kasztana. Umarł, kiedy
jeszcze leżał śnieg. Gołda podchodziła często do okna i w zadumie patrzyła
na drzewo, obserwowała, jak pąki nabrzmiewają w słońcu, rozrastają się
i pokrywają rozczapierzone gałęzie.
Kiedy słońce przygrzewało, Mojsze siadał na deskach przy starej pompie,
patrzył na kamienie wokół swoich stóp, rozpoznawał je wszystkie. Niekiedy
obserwował, jak Roza bawiła się na podwórku. Uśmiechał się, gdy dziewczynka
skakała z kamienia na kamień. Znał ten widok dobrze – przez te wszystkie
lata zawsze znajdowały się dzieci, które chciały to robić. To, że między kamie-
niami rosła trawa, dodawało podwórku urody, dziwił się dlaczego dozorca
tego przedtem nie rozumiał.
Zdarzało się, że mieszkańcy getta, z tęsknoty za swoimi dawnymi domami,
szukali wysoko położonych miejsc, skąd widoczne były wierzchołki łódzkich 41