Page 33 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 33

zawiesisty sos, w którym maczało się chleb. Bez tego dania szabas nie mógł
             być prawdziwym szabasem, ale ryby w getcie nie dało się kupić i trzeba było
             przyrządzać ją z mięsa.
                Gołda wymieszała mięso z czerstwą bułką, solą, cukrem i pieprzem,
             a potem gotowała potrawę długo na małym ogniu, dokładnie tak, jak robi się
             szabasową rybę. Tylko zapach był zupełnie inny. Poczuła to wyraźnie, kiedy
             zdjęła garnek z ognia i zanurzyła go w naczyniu z zimną wodą, żeby potrawę
             szybko ochłodzić. Jej matka, Sara, też poczuła różnicę – podniosła oczy znad
             swojej roboty, lecz nic nie powiedziała.
                Gołda miała jednak ważniejsze powody do zdenerwowania. Zamartwiała
             się o Józefa, który leżał godzinami w łóżku, przebierając swymi cienkimi
             palcami po kołdrze i nic nie mówiąc. Józef, najmłodszy, ukochany brat, był
             dla niej prawie jak syn, odkąd straciła własną rodzinę.
                Podeszła do łóżka, wsłuchiwała się w szybki, nierówny oddech brata.
             Rozumiała, że był bardzo chory, że może wkrótce umrzeć.
                Całą jej duszę wypełniał protest. Działa się wielka niesprawiedliwość – ten
             trzynastoletni chłopiec, najpiękniejszy i najbardziej utalentowany ze wszystkich
             braci, niknął w oczach, a oni nic nie mogli zrobić. Matka i pozostali bracia
             tylko mamrotali: niech się dzieje wola Boga… Wierzyli nadal, że Józef w jakiś
             cudowny sposób ozdrowieje. To prawda, że wszystko w rękach Boga, lecz
             Gołda wątpiła, czy Bóg ma czas, by zajmować się małym Józefem. Czemu
             pozwalałby w przeciwnym razie, żeby chłopiec tak się długo męczył? Mały
             Józio, który nie zdążył jeszcze nikomu nic złego zrobić. Dlaczego Pan chciał,
             żeby akurat jemu działa się taka krzywda?
                O czym myślał braciszek, kiedy leżał godzinami bez słowa? Gołda tak mało
             wiedziała o jego myślach… O czym więc myślał ten trzynastoletni chłopiec,
             który niedługo miał umrzeć? Czy wie o tym, że już nie zobaczy wiosny? Że
             kiedy kasztany na podwórzu zakwitną, jego już nie będzie?
                Gołda wiedziała o nim mało, nigdy z nim poważnie nie rozmawiała, nie
             znała jego planów czy marzeń. Od śmierci ojca starsi bracia przejęli pieczę nad
             wychowaniem i kształceniem Józefa, do nich więc żywił zaufanie. Jej zada-
             niem była wyłącznie troska o proste potrzeby dnia codziennego. Ale teraz,
             gdy chłopiec odchodził od nich na zawsze, chciała mu pomóc, odprowadzić
             go w drogę, lecz tak, aby się nie zdradzić, że jego śmierci bardzo się bała.
                Za każdym razem, gdy go myła, kładła spać albo karmiła, za każdym razem,
             gdy dotykała jego rozgorączkowanej głowy czy wychudzonych palców, myśla-
             ła: niedługo to wszystko już nie będzie żyć, niedługo to wszystko zniknie…   33
   28   29   30   31   32   33   34   35   36   37   38