Page 36 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 36
Ale czy ona byłaby w stanie powiedzieć komuś, że jest wdową? To na
pewno zwiększyłoby znacznie jej szanse na spotkanie kogoś, kto byłby
gotów zaopiekować się nią i Rozą. Była przecież młodą, zdrową kobietą,
wyglądała bardzo atrakcyjnie, to wiedziała. I tęskniła za mężczyzną, za
dobrym mężczyzną… Czy powinna zatem opowiadać, że jej mąż zginął na
wojnie? Przyjechała z Pabianic, tutaj nikt jej nie znał. Może to jednak zbyt
ryzykowne? Uśmiechnęła się z goryczą, gdy odkryła, że tylko obawa przed
tym, iż jej oszustwo się wyda, powstrzymywała ją przed pokusą. Gdyby
nie to, zdecydowałaby się.
Ale co będzie, jeśli Roza opowie nowemu wybrańcowi, że jej tatuś jest
w Rosji i przyjedzie, gdy wojna się skończy? Mówiła często o tacie, pytała,
kiedy przyjdzie, czy dzisiaj lub może jutro, i czy wojna się czasami nie skoń-
czyła, bo to by znaczyło, że on zaraz wróci.
Irena zaś nie życzyła sobie jego powrotu. Za nic w świecie! Małżeństwo
z Markiem było gorzkim rozdziałem w jej życiu, dla niej już zamkniętym.
Spojrzała na córeczkę i skinęła lekko głową, gdy zauważyła, że Roza patrzy
na nią.
– Damy sobie chyba radę, nawet lepiej bez jego pomocy – powiedziała
raczej do siebie samej niż do Rozy.
– Mamusiu, jestem głodna.
– Zaraz, zaraz, pobaw się jeszcze trochę.
Irena zamknęła oczy, westchnęła. Nie miała dziś ochoty na gotowanie. Ale
będzie do tego zmuszona. Szkoda, bo marzyło jej się, żeby dzisiaj na wszystko
sobie gwizdać, leżeć tylko w spokoju i fantazjować.
Położyła ręce na piersiach i nagle poczuła, że współczuje własnemu ciału.
Było młode, jędrne, żywe, potrzebowało mężczyzny…
Pomyślała o sąsiedzie, którego spotykała na schodach. Widziała go już
kilkakrotnie, mieszkał w tym domu. Wiedziała nawet, jak się nazywa – Lejb,
Lejb Rubinsztajn. Lejb znaczy lew. Smakowała to imię, podobało jej się.
A mężczyzna był wysoki, miał poważne oczy, kasztanowe, kręcone włosy,
brodę i pejsy, młodzieńczą twarz. Podobał jej się, a to, że był Żydem ortodok-
syjnym, nie odgrywało roli.
Roza podeszła do łóżka, pociągnęła mamę za rękę.
– Chce mi się jeść, mamusiu, jestem głodna.
– Tak, tak, Roza, poczekaj chwilkę, niedawno przecież jadłaś. – Irena
była zmęczona, niecierpliwa, chciała, żeby ją zostawiono w spokoju. – Weź
36 na razie kawałek cukru, leży na stole.