Page 38 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 38
Wcześniej tego dnia miała kilka spraw do załatwienia, a w drodze do
domu odwiedziła ojca w nadziei, że wrócą razem. Ojciec czekał jednak na
jakiegoś klienta i chciał zostać w zakładzie. Zdumiało to Paulę, bo Jakub
zamykał swój interes zawsze o tej samej porze, dzisiaj jednak postanowił
pracować dłużej, choć bardzo był zmęczony. Tłumaczył córce, że właśnie
na tym kliencie bardzo mu zależy. Nie chodziło wcale o zarobek, gotowy
był strzyc i golić go za darmo, ile razy by do niego nie przyszedł. A dziś miał
przyjść później.
Ojciec był bardzo tajemniczy, ale nie potrafił ukryć radosnego podniecenia.
W końcu opowiedział, o co szło.
Człowiek, na którego czekał, miał w momencie wybuchu wojny dwa
aparaty radiowe. Gdy Niemcy rekwirowali odbiorniki, jedno radio ukrył,
a potem przewiózł do getta. Mieszkał z rodziną na parterze, w pokoju z kuch-
nią. Z kuchni można było przejść do piwnicy. I to tam, na dole zainstalowali
radio, a zejście do piwnicy zakamuflowali szafą.
Sergiusz, tak się ten człowiek nazywał, lubił Lewina, a Lewinowi impono-
wała odwaga i żywotność Sergiusza. Spotykali się w zakładzie Jakuba i przy
każdej wizycie prowadzili ożywione dyskusje. Po pewnym czasie Sergiusz
opowiedział o radiu i obiecał, że może przekazywać zasłyszane wiadomości,
pod warunkiem że Lewin będzie wówczas sam albo w towarzystwie ludzi
zaufanych.
– Będziemy mieli dostęp do wiadomości z pierwszej ręki. Można na nich
polegać – powiedział Jakub na zakończenie.
Paula ruszyła do domu. Była ożywiona, chciała jak najszybciej opowiedzieć
o wszystkim matce. Miała nadzieję, że Sergiusz szybko sobie pójdzie, a ojciec
wnet pojawi się z dobrymi nowinami. Od dawna niczego ze świata nie słyszeli,
w getcie byli od wszystkiego odcięci.
Wchodziła już na schody, kiedy Mojsze otworzył swoje drzwi i poprosił
ją do środka. Była nieco zaskoczona, lecz z ciekawością rozglądała się po tym
małym pokoju, w którym mężczyzna mieszkał. Panował w nim pedantyczny
porządek, pachniało starymi meblami i skórą. Drewniana podłoga świeciła
czystością.
Mojsze wskazał jej krzesło z pięknie rzeźbionym oparciem i poprosił, by
usiadła.
– Mam prośbę do panny Pauli. Bo tak się panienka nazywa, prawda?
– Tak – odpowiedziała i usiadła ostrożnie, bo krzesło wydawało się jej
38 nieco chwiejne.