Page 24 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 24

normalnie nawet nie myśli, ot daje się i przyjmuje podarki z ciepłym sercem.
           Weźmy Wacława, on poświęcił dwa dni pracy i zarobek, żeby nam pomóc przy
           przeprowadzce. Jego pomoc przyjąłem bez wahania. Podarował mi własne
           narzędzia fryzjerskie, jak mnie obrabowano z moich. Mam je ze sobą, będę
           używał. Albo nasz dozorca, który przyleciał z ciepłą wodą, kiedy wyjeżdża-
           liśmy. Miałem ochotę wycałować tę jego paskudną, zapijaczoną gębę.
             – Ja to rozumiem – rzekł Goldberg – z Pilkiem to inna sprawa.
             – Całkiem inna. Kiedy on wyciągnął rękę ze śledziem, zrozumiałem po raz
           pierwszy do końca, co się stało. Pusty pokój, nasze rzeczy gdzieś rozwleczone.
           Gdzieś mamy jechać, ale dokąd? A nasz dobytek, tego tak mało. Zrozumiałem
           nagle, że jesteśmy strasznie biedni, że nas wyganiają daleko i nic na to nie
           możemy pomóc. To na myśl, że jestesmy bezdomnymi żebrakami straciłem
           panowanie nad sobą, odsłoniłem moją słabość.
             – Przecież kazałeś mu iść do diabła.
             – No właśnie. W środku płakałem, ale nie chciałem mu tego pokazać,
           Helenie i Pauli też nie. A Pilek i ja, my staliśmy już po innych stronach.
             – Ależ Jakubie, czy Pilek i Lewin kiedykolwiek stali po tej samej stronie?
           Może on chciał, żebyś tak pomyślał tego wieczoru. Może chciał mieć czyste
           sumienie. I miałby, jakbyś prezent przyjął. Ale tam kryło się coś innego, zwy-
           kła nienawiść i pogarda dla biednego Żyda, co na obiad musi się zadowolić
           ogonem od śledzia. Mój Boże, jak wszystkiego innego brakowało, to śledź
           zawsze był! To wie i Pilek, i Wacław. Ale rozumieją to zupełnie inaczej i to
           jest różnica między nimi…
             – Ale kiedyś naprawdę byliśmy po tej samej stronie.
             – Tak? A kiedy?
             – No tego dnia, kiedy Anglia i Francja przystąpiły do wojny. Pamietasz?
             – Pewnie, że ten dzień pamiętam. Ale to chyba niczego nie dowodzi?
             – Bardzo dużo, przyjacielu. Wtedy wszyscy staliśmy się nagle braćmi.
           Pamiętasz, wszystkie domy i sklepy opustoszały, wszyscy wyszli na ulice,
           całe rodziny, starzy, młodzi. Cały pochód się utworzył, szliśmy w stronę an-
           gielskiego konsulatu, ludzie płakali z radości. A na czele szedł ksiądz i rabin.
           Całą drogę szli ramię w ramię.
             – To tylko dowodzi, że nienawiść do Żydów schowała się za jeszcze silniej-
           szymi uczuciami, wszyscy się tego samego bali.
             – Mylisz się. To, że się czuje wspólnotę i braterstwo, nie może urodzić się
           z nienawiści albo strachu. Tam było dużo radości i wdzięczności. Chyba tego
     24    nie zapomniałeś!
   19   20   21   22   23   24   25   26   27   28   29