Page 191 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 191

– Kochany, ale mi się nic nie stanie. To może głupie, ale mnie się teraz
             wydaje, że nigdy nie umrę. Ty też nie.
                – Dlaczego nie mielibyśmy się pobrać? Zawsze być razem? Po co czekać?
             Jesteśmy dorośli, możemy wziąć za siebie odpowiedzialność. Każdego dnia
             tracimy dzień wspólnego życia, a nie wiemy, co nas czeka.
                Paula położyła rękę na ustach Dawida, pochyliła się nad nim.
                – Nie mów tak, Dawid. Nie chcę o tym myśleć. O tym, że nie możemy
             się pobrać ani dziś, ani jutro. Że nie możemy jeszcze być razem. Wiesz, że nie
             jestem panią swego czasu.
                Dawid przytulił się do Pauli, objął ją mocno, jakby chciał szukać u niej
             ochrony.
                – Potrzebuję cię, bez ciebie nie dam rady. Kiedy nie jestem z tobą, nie
             mogę zapomnieć o tym przeklętym moście, o drutach kolczastych, o tych
             po drugiej stronie! Nie mogę, nie chcę czekać. Wiesz, że Rosjanie idą w naszą
             stronę, są coraz bliżej. Można teraz mieć jakąś nadzieję, ale kto wie, co się
             z nami stanie, kiedy front się zbliży. Gdy przyjdzie wyzwolenie, nas tu może
             już nie być. Może zrobią z Łodzią, co zrobili z Warszawą, wszystko legnie
             w gruzach, a ja nie będę wiedział, gdzie jesteś. Nie będę mógł przejść przez
             most… Paula, kochana, musimy wykorzystać każdą chwilę, każdy dzień.
             Pomyśl, życie ucieka, nigdy nie wróci. Musimy żyć, póki możemy. Musimy
             być razem! Czy my nie mamy prawa żyć, myśmy jeszcze nie żyli! To nie nasza
             wina, że to wszystko się dzieje, mamy prawo do czegoś innego niż tylko strach
             i głód. Mamy prawo do własnego życia!
                Paula odsunęła się od Dawida, rozejrzała się wokół. W oddali widziała
             dymy nad Łodzią, wydały jej się bardzo odległe. Kominy, obce, niemal
             złowrogie, wypluwały czarne chmury, które zasłaniały niebo, pokrywa-
             ły je ciężką, tłustą zasłoną jak ochronną kołdrą. Nie czuła żadnej wię-
             zi z tym miastem. To była druga strona, należała do innego świata. Nad
             nią rozciągało się czyste niebo, jaśniejące ostrym, jesiennym błękitem.
             Słońce stało już nisko. Była jesień. Może to ostatni ciepły dzień, ostatnia
             w tym roku możliwość odwiedzin w domu za polami? A może w ogóle
             ostatnia?
                Dlaczego dziś to się stało? Czy to strach przed groźną przyszłością spo-
             wodował, że poddali się namiętności, która nimi zawładnęła, że odrzucili
             wszystkie krępujące ich dotąd opory? Nadal wypełniała ją pamięć nowych
             przeżyć, nowych doznań. Nie była już małą dziewczynką, Dawid sprawił,
             że poczuła się świadomą swego ciała kobietą. Łatwiej teraz będzie borykać   191
   186   187   188   189   190   191   192   193   194   195   196