Page 187 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 187
Rozdział dwudziesty pierwszy
1
Po śmierci Majera Gołda Stern uznała, że wszystko, co sobie z braćmi mogli
powiedzieć, zostało już powiedziane. Nic nie było do dodania. Nie było już dla
niej miejsca w tym dużym, ponurym pokoju, w którym jej bracia z równym
jak zawsze zapałem pochylali swe cierpiętnicze twarze nad świętymi księgami.
Nie miała tutaj nic do roboty. Bogu też nie miała już nic do powiedzenia.
Kiedy więc pewnego letniego piątkowego wieczoru bracia wrócili do domu,
zastali nierozpaloną kuchnię, nienakryty stół i nieposłane łóżka. W kuble
na śmieci leżała peruka Gołdy. Ona sama stała zaś z gołą głową przy oknie.
Czekała na nich, była poważna i skupiona.
– Z początku uważałam, że to niekonieczne, żebyście mnie tutaj zastali
– powiedziała. – Przeprowadziłam się, mam własny dom. Pomyślałam, że
będzie jednak lepiej, jak się o tym dowiecie ode mnie, nie od obcych. A więc
od teraz, od tej chwili, nie mamy ze sobą nic wspólnego. Ja pójdę moją drogą,
wy swoją. Wzięłam moje rzeczy, łóżko i jedzenie. Klucz leży na stole. Jestem
tutaj ostatni raz, więcej nie przyjdę. I nie życzę sobie, żebyście przychodzili
do mnie.
– Gołda, dlaczego? Jesteś przecież naszą siostrą. Przez wszystkie te ciężkie
lata byliśmy razem, co ty masz na myśli, jak mówisz, że odchodzisz? Jak my
sobie poradzimy bez kobiety w domu? Dlaczego się przeprowadzasz, dokąd?
Gołda obserwowała brata uważnie. Lejb był wyraźnie zrozpaczony, spra-
wiał wrażenie, jakby niczego nie rozumiał. Przełykał nerwowo ślinę, rozłożył
ręce w bezradnym geście. Trudno mu przebić się przez mur otaczający jego
własny świat.
– Dlaczego? Dałam ci odpowiedź już dawno temu, powinno ci to zostać
w pamięci. A jeśli nie, to znaczy, że jak zwykle nie słuchaliście, co miałam do
powiedzenia. Nawet nie próbowaliście mnie zrozumieć. 187