Page 192 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 192

się z losem. Dawid otworzył jej nowe światy, dał nowe siły. Przeżyją. Dożyją
           dnia, kiedy zniknie most i zasieki z kolczastego drutu…
             Nagle Paula ujrzała przed sobą twarz ojca, poczuła ukłucie w sercu, przy-
           tuliła się do Dawida, ukryła głowę w jego rękach. Lecz nawet one nie mogły
           sprawić, by obraz znikł, a ona zapomniała o rzeczywistości.
             Oczy i niepewny uśmiech ojca, jego chód, powolny i człapiący, rozpaczliwe
           udawanie, że wszystko jest, jak być powinno. Jego nadzieja, że one z matką
           niczego nie zauważą. Jak mogła o tym zapomnieć? Gdzie ojciec będzie, kiedy
           most zostanie zburzony? Czy dotrwa? Wszyscy mówili o wyzwoleniu, lecz
           ojciec miał mało czasu, wiele wskazywało na to, że zbyt mało. Nie można go
           zostawić samego…
             – Kiedy sztorm dojdzie do nas, porwie nas i rozdzieli, będę na ciebie cze-
           kała. I znowu się spotkamy.
             – Ale teraz? Dzisiaj?
             – Most jeszcze na swoim miejscu. Długo tak może potrwać, a póki stoi,
           nie możemy być razem. Nie możemy zrobić, jak ty chcesz, mój kochany, bo
           most będzie między nami, zniszczy nas. Tu nigdy nie będziemy szczęśliwi,
           nigdy… Ale dożyjemy innych czasów, zbudujemy nowe życie na gruzach. Ale
           teraz moje miejsce nie jest u ciebie, Dawid. – Paula przełknęła z trudem ślinę.
           – Mówisz, że my nie ponosimy winy za to, co się dzieje, więc mamy większe
           prawo do życia. Bo jesteśmy młodzi. Że to, co ucieka, nie wróci. Dobrze, ale
           oni? Moi rodzice? Czy będą mieli dosyć sił, żeby swoje życie odbudować?
           Jeśli wyzwolenie przyjdzie niedługo, nam może sił starczy, żeby się odnaleźć
           wśród tych zgliszczy. Ale im? Będziemy musieli im pomóc.
             Paula zamilkła, pogłaskała Dawida lekko po policzku, niemal matczynym
           gestem. I cicho dodała:
             – Ja przecież cię kocham, dziś bardziej niż kiedykolwiek, bardziej niż myśla-
           łam, że kogoś można kochać. Most zniknie, zobaczysz, a ja będę na ciebie czekała.
             Podnieśli się powoli i bez słowa zaczęli iść w stronę Marysińskiej.
             Pogoda zmieniła się, zaczął wiać zimny wiatr. Pożółkłe liście wirowały
           wokół nich, niebo zaciągnęło się chmurami, słońce zupełnie znikło. Paula
           wzdrygnęła się. Ten chłodny wiatr był zapowiedzią zbliżającej się zimy – to
           był koniec ciepła i słońca. Lato i piękna jesień dały im wiele radości, lecz były
           już poza nimi. Powrotu nie było.
             Zaczęło w nich narastać uczucie żalu. Wokół panował nastrój pożegna-
           nia. Jakby na dany sygnał, odwrócili się oboje i trzymając się mocno za ręce,
    192    popatrzyli na ten dom otoczony polami, zniszczony i poszarzały ze starości,
   187   188   189   190   191   192   193   194   195   196   197