Page 194 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 194

A co będzie za tydzień? Stanie się bezsilnym, charczącym pakunkiem,
           zarażającym zabójczymi bakteriami dwie pochylające się nad nim kobiety,
           jego żonę i córkę. Będą go podnosić, karmić, żyć i spać koło niego, będą mieć
           nadzieję i będą udawać. A on utopi je w truciznie. Może nawet nie będzie sobie
           tego wyrzucał, bo z wdzięcznością przyjmie wszystko, co przyniesie ulgę jego
           cierpieniom. Będzie bez wyrzutów sumienia rozsiewał wokół siebie śmierć.
             Był wdzięczny, że starczało mu jeszcze sił na to, żeby się oprzeć pokusie
           szukania pociechy w wygodach łóżka, wytęsknionym miejscu, gdzie mógł
           ukoić ból w swoim cierpiącym, rozgorączkowanym ciele. Tylko za tym tęsknił,
           za łóżkiem, w którym mógłby się wyciągnąć i czekać w pokoju na nieunikniony
           los. Lecz tego nie wolno mu zrobić. One, Paula i Helena, jeszcze miały szansę
           dożyć wyzwolenia, nie były zarażone. Nie wolno mu pozbawić ich tej szansy.
             Jakub siedział nieruchomo, myślał o powstańcach poległych w warszawskim
           getcie. Oni wybrali własną ostatnią drogę. Ich nie pokonano. Przyznali sobie
           sami prawo do tego, żeby wybrać, jak mają umrzeć. Oznaczało to zaprzeczenie
           niewoli, zaprzeczenie klęski. On także wybierze…
             Zapłakał. Gdy tylko śmierć mu pozostała, wybierze własny sposób umie-
           rania. Zostawił list, w którym błagał żonę i córkę, by uznały, że miał do tego
           prawo. Miał nadzieję, że go zrozumieją i przebaczą mu. To, co zaraz zrobi,
           to ostatnia próba, żeby je uratować, odsunąć od nich nieunikniony koniec.
           Nadejdą może inne czasy.
             Patrzył długo na leżącą przed nim brzytwę, podarek od Wacława. Ostatni
           raz pożegnał się z bliskimi…


                                           3


             Lawina toczyła się ze wschodu…
             Wyzwoliciele zbliżali się. Minęli granicę, szli przez polskie wsie i miasta,
           potężni i nie do powstrzymania. W getcie mówiło się szeptem o niemieckich
           miastach przemienionych w ruiny, o zatopionych niemieckich okrętach,
           o armii, niegdyś zwycięskiej, teraz w stałym odwrocie…
             Kiedy minęła wiosna i nastało lato, nadzieja przerodziła się w radość zmą-
           coną tęsknotą za tymi, którzy nie dożyli. Z rękoma wzniesionymi do nieba
           wpatrywano się w stronę, skąd nadchodziło wyzwolenie, z każdym dniem
           coraz bliższe. Już niedługo znikną zasieki z drutów kolczastych, zniknie
    194    drewniany most. Nikt nie będzie musiał głodować i żyć w strachu, będzie
   189   190   191   192   193   194   195   196   197   198   199