Page 188 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 188
– Ale teraz słuchamy, Gołda. Powiedz, wytłumacz nam, dlaczego nagle
chcesz nas opuścić?
– Nie. Już jest za późno. To nie odgrywa już żadnej roli. Moja decyzja jest
ostateczna. Nic jej nie zmieni. Od dzisiaj nie jestem członkiem tej rodziny,
nie jestem jedną z was. Mieszkam w pokoju po starym szewcu. Wszystko, co
moje, już tam jest. Nie chcę was tam widzieć. Nie zapomnijcie o tym!
Gołda przerwała na chwilę, złapała oddech, po czym dodała bezbarwnym
głosem:
– Zapomniałam jedno powiedzieć. Coś mojego tu zostawiłam w kuble na
śmieci. Możecie to wyrzucić. To moja peruka, Lejb. Pewnie ją zauważyłeś.
I zobaczyłeś moje włosy, nie widziałeś ich od dnia mojego ślubu. W kuble
możesz znaleźć odpowiedź, jeśli cię to interesuje…
Kiedy powoli zamykała drzwi za sobą, widziała blade twarze swoich braci
i ich pełne zdumienia oczy. Nadal nie rozumieli, lecz to jej już nie obchodzi-
ło. Miała to za sobą. Ostatnie więzy były zerwane. Była wolna. Wolna od
mamrotów swoich braci, od peruki na głowie, od nakazów i zakazów. Od
boskich przykazań, które, jak daleko sięgała pamięcią, kierowały jej życiem.
Koniec tego wszystkiego. Od tej chwili nikt nie będzie nią dyrygował. Czas,
który jest jej przeznaczony, wykorzysta, żeby żyć własnym życiem. Nikt nie
będzie jej wyrywał z rąk potraw, które przyrządziła. Żadne prawa nie będą
decydować o tym, co ma jeść, a co trzeba wyrzucić do śmieci.
Gołda usiadła w swoim pokoju koło okna, oparła głowę na rękach. Teraz,
gdy wojna z braćmi nareszcie się skończyła, czuła ulgę, lecz także pustkę. Jeszcze
niedawno sama myśl o czymś takim, co właśnie zrobiła, wzbudziłaby u niej
strach i grozę. Była przecież pobożną kobietą, wychowaną w duchu pokory,
posłuszeństwa i podziwu dla ojca, uczonego brata i męża. Każde ich słowo
było dla niej prawem. Jak daleko sięgała pamięcią, o jej życiu decydowali inni.
Wszystko było określone z góry przez Prawo i stare tradycje, które należało
akceptować bez dyskusji.
Tak ma być – oświadczono jej, kiedy wybrano dla niej męża i wyznaczono
dzień ślubu. Tak ma być – powiedziano, gdy trzesąc się ze strachu, podniosła
w synagodze wzrok i spojrzała na nieznanego jej mężczyznę, który właśnie
stał się jej mężem.
Nie kochała męża, w istocie nie znała go, lecz była mu uległą żoną. Urodziła
mu dzieci, gotowała mu jedzenie, była dobrą żydowską żoną, tak jak matka
jej przykazała. A kiedy znów została sama, powróciła do domu swej matki
188 i swych ośmiu braci, którym pokornie usługiwała, gotowała im jedzenie i prała.