Page 173 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 173

– Kłamiesz, pełno w tobie kłamstwa i oszustwa. Okradasz własną żonę,
             okradłbyś własne dzieci, gdybyś je miał. Pastwisz się nad Ireną Razer… To
             takie niby straszne, ukryła trupa, żeby dostać dodatkowy przydział. A ty je-
             steś taki sam, nie, dużo gorszy. Bo ona nie rozumiała, co robi, a ty rozumiesz.
             I nawet nie czekasz, aż umrę.
                Klara podeszła powoli do łóżka, usiadła, objęła zbolały nadgarstek zdrową
             ręką. Próbowała powstrzymać drżenie nóg, rąk, całego ciała. Zmusiła się, by
             mówić szeptem, zahamować narastający w niej krzyk.
                – Masz jeszcze swój chleb, Henryk?
                – Niedużo.
                – Przynieś swoje pudło i pokaż, chcę to zobaczyć.
                Henryk poczuł się pewniej, kiedy zauważył, że Klara nie krzyczy i nie chce
             się bić. Odczuł ulgę, bo bójek próbował unikać, czuł się fizycznie słabszy od
             żony.
                – Po co chcesz to widzieć? Oddałem ci twoją kromkę. A jak mi nie dowie-
             rzasz, zamykaj swoją część spiżarki na kłódkę. Będziesz mogła spać spokojnie.
                – Henryk! – Ogień w jej oczach zwiastował groźbę, choć twarz zachowała
             obojętny wyraz. – Przynieś i pokaż swoje pudło. Teraz, natychmiast…
                Henryk wyciagnął niechętnie swoje pudło i podał je żonie. Klara otworzyła
             je i potem długo patrzyła na pajdę, która tam leżała.
                – Jesteś nikczemny. Masz więcej niż ja. A moje kradniesz. Wybaczałam
             ci, kiedy twój chleb się kończył, rozumiałam, jesteś mężczyzną, trudniej ci
             znieść głód. Patrzyłam przez palce, jak mój chleb znikał, kiedy okres między
             przydziałami się kończył. Ale dzisiaj ukradłeś na samym początku. Miałeś
             madzieję, że nie zauważę, prawda? Jak mogłeś, nie masz sumienia?
                Henryk nie odpowiadał, Klara nie oczekiwała zresztą odpowiedzi. Cóż
             mogły znaczyć jego słowa? Faktem było, że ukradł jej chleb i że go przyłapała,
             jak usiłował to ukryć. Musiała się położyć, a kiedy znów się do niego zwróciła,
             jej głos brzmiał bezdźwięcznie.
                – Upadłam i uderzyłam się, dlatego wróciłam wcześniej, niż się spodzie-
             wałeś. Żałuję, że tak się stało. Musisz iść po wodę, ja nie mogę.
                Śledziła za nim wzrokiem, gdy wymknął się przez drzwi z wiadrem w ręku.
             Cienka kromka chleba nadal leżała na stole, Klara wpatrywała się w nią in-
             tensywnie. Wiedziała, że nie będzie mogła jej przełknąć, nawet nie weźmie
             jej do ręki.
                To nie kromka chleba leżała na stole, to były ostatnie resztki tego, co ją
             wiązało z Henrykiem. To dlatego oszczędziła mu wyzwisk i bójki: współczucie   173
   168   169   170   171   172   173   174   175   176   177   178