Page 178 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 178
Atmosfera w pokoju Lewinów nieco się zmieniła. Oczy Zajdla i Goldberga
wyrażały nadal tylko przerażenie, lecz w spojrzeniu Pauli, gdy bezwiednie
podniosła głowę, strach mieszał się z dumą, nawet radością. Ze łzami w oczach
powiedziała cichym głosem:
– Więc to jest możliwe. Można iść inną drogą. Ja też o tej drodze nie my-
ślałam, kiedy przemykałam się mostem albo koło zasieków. „W śmierci nie
ma nic strasznego”, powiedział mi Mojsze. Może miał rację. Jak się umiera,
w tym różnica, teraz to rozumiem.
– Żyć jednak lepiej – wtrącił Goldberg.
– Pewnie, że lepiej! Ale jeśli inni uznali, że mają prawo cię zabić, jeśli
wszystkie drogi zamknięte, zostaje ta ostatnia, jedyna. Przynajmniej samemu
zdecydować, jak się umrze. Tu nam i to prawo zabrali. Ale w Warszawie im
się nie udało! To ważniejsze niż życie: zginąć, walcząc z podniesioną głową!
– To wszystko to tylko słowa. – Goldberg zmarszczył czoło. – Dobrze
chcesz, Jakub, ale wkładasz we wszystko za dużo uczuć. A u ciebie, Paula,
młodość bierze górę nad rozsądkiem, to zrozumiałe. Nie wyobrażajcie sobie,
że my tutaj, zupełnie odcięci od świata, bez środków, możemy coś podobnego
zrobić. Musimy nadal przemykać się i pełzać, nic innego nie możemy.
– Nieprawda, możemy!
– Nie próbuj tego udowodnić, Paula. Tak będzie najlepiej i dla ciebie,
i innych w getcie. Zawsze wolałem prawdzie patrzeć w oczy. Jakie mają szanse,
Jakub? Jak myślisz?
– Szanse? – Lewin brzmiał niepewnie. – Nie wiem. To zależy od innych,
nie od tych w getcie. Czy małe getto da sobie radę z tym, z czym tyle krajów
sobie nie poradziło? Oni nie o to zresztą walczą. Wojny wygrać nie mogą, nie
o to walczą. Chodzi o inne wartości, ważniejsze.
– Chodzi i o nas.
– Tak, Icek, chodzi i o nas. O nas wszystkich.
– Ale jak oni przegrają, a przegrają na pewno, ty też tak uważasz, co będzie
z nami?
– Tak, co będzie z nami? – zawołał Henryk Zajdel. – Niemcy na nas się
zemszczą za to, co się wyprawia w Warszawie. Wierzcie mi, to na nas się skupi,
my zapłacimy. Podzielimy pewnie ich los.
– Może – powiedział Lewin znużonym tonem. – Nie wiem. Nikt nie wie.
Tysiąc pytań sobie zadawałem, kiedy się włóczyłem po ulicach, zanim przy-
szedłem do domu. Nie znalazłem odpowiedzi… Jestem zmęczony, przyjaciele.
178 Nie jestem już w stanie nawet bać się ani o mnie, ani o moją rodzinę. Wobec