Page 165 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 165

Oczy Pauli rozbłysły na chwilę, lecz szybko znowu przygasły. Irena poczuła
             na sobie jej współczujące, pełne cierpienia spojrzenie. Może jednak, może
             pożyczy jej trochę cukru, może da się przebłagać?
                Paula odwróciła wzrok, jej usta pobladły.
                – Czy widziała pani ostatnio mojego ojca? – rzekła prawie bezgłośnie. –
             Jeśli tak, to musi pani rozumieć, że nic nie możemy pani pożyczyć. On nie
             może zrezygnować z cukru.
                – Widziałam pana Lewina. Lecz on może pracować całymi dniami, a moje
             dziecko leży w łóżku, to różnica – próbowała nadal Irena.
                – Bardzo pani współczuję, pani Razer, ale nic nie mogę zrobić. Bardzo
             mi przykro.
                Paula odwróciła się i zaczęła iść na górę. Irena stała nadal w bramie, jej
             oczy wypełniły się łzami zawodu i gniewu. To była ostatnia szansa, nie miała
             już do kogo się zwrócić. Prosić Lewina nic by nie dało, bo Lewin może by
             jej nie odmówił, lecz musiałby spytać żonę, która prowadziła gospodarstwo.
             A Paula wiedziała jednak o jej długach…
                Kiedy zaczęła wspinać się po schodach, usłyszała, jak drzwi Lewinów
             zamknęły się. Westchnęła głęboko. Nic więcej nie mogła zrobić. Zetrze dwa
             kartofle, zmiesza z wodą, muszą się obie tym zadowolić. Spróbuje pożyczyć
             jutro w pracy, ale i tam na pewno nic nie wskóra.
                – U wszystkich jest tak samo – usłyszy. – Dlaczego tobie nie wystarcza,
             nam musi wystarczać.
                Chyba lepiej nie próbować… Ale co robić?
                Irena podniosła wiadro, było puste. Zapomniała wczoraj, Roza leżała
             bez wody cały dzień. Pełna wyrzutów sumienia i żalu nad samą sobą, wzięła
             wiadro, wyszła na korytarz i zamknęła cicho drzwi. Długo dziś będą czekać
             na cienką kartoflankę…


                                              2

                Nadjechało kilka ciężarówek z podgniłymi, zmarzniętymi kartoflami,
             które szybko rozdzielono. Irena odebrała też resztę przydziału, mogła więc
             próbować dodać Rozie sił chlebem. Sama także rzuciła się na jedzenie.
                Głód czyhał jednak w pobliżu, znowu narastał, pozbawiał ją sił, pogłębiał
             chorobę córki. W ostatecznej desperacji wezwała lekarza, lecz ten tylko zba-
             dał pobieżnie dziewczynkę, dał jej jakiś zastrzyk i wyszedł bez słowa. Irena   165
   160   161   162   163   164   165   166   167   168   169   170