Page 162 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 162
Rozdział osiemnasty
1
Tej samej zimy zachorowała mała Roza. Irena nie wiedziała, co jest córeczce,
zauważyła jednak, że dziewczynka stała się apatyczna, milcząca, przestała nawet
bawić się swoją lalką. Kiedy Irena wracała z pracy, Roza na ogół leżała w łóżku.
Dziewczynka umiała już od dawna radzić sobie sama w ciągu dnia. Irena
zostawiała jej rano coś do jedzenia i to wystarczało do kolacji. Co wieczór,
po przyjściu z pracy, gotowała zupę.
Póki żył szewc Zalewski, Roza często bywała u niego, zdarzało się, że odwie-
dzała też innych sąsiadów, jeśli akurat byli w domu. Witano ją na ogół chętnie,
niekiedy częstowano czymś do picia. Latem bawiła się na podwórku albo
spacerowała po ulicy ze swoją szmacianą lalką w objęciach. Po wrześniowych
akcjach Irena zabroniła jej wychodzić za bramę, to było zbyt niebezpieczne.
Policjanci nie mogli wprawdzie wiedzieć, czyje to dziecko, i daliby jej może
spokój, ale Niemcy, którzy od czasu do czasu pojawiali się w getcie, by jej nie
puścili. Irena miała w żywej pamięci wrześniowe wydarzenia.
Przez ostatnie miesiące dziewczynka powoli gasła. Irena nie mogła zostać
z nią w domu, sąsiedzi także chodzili do pracy. Roza, choć wychudzona i bar-
dzo słaba, siedziała więc sama w lodowatym pokoju i czekała do wieczora na
powrót matki.
Odkąd zachorowała, było jeszcze trudniej tak gospodarzyć jedzeniem,
żeby starczało do następnego przydziału. Na początku gotowała dla córeczki
zawiesiste zupy na mące i chlebie, używała dużo kartofli, słodziła porządnie
kawę. I historia powtarzała się: w połowie okresu między przydziałami za-
czynały obie głodować, bo pożyczyć coś od innych było prawie niemożliwe.
Zmęczona, z trudem powłócząc nogami, Irena szła po pracy do domu. Dwa
razy dziennie musiała się wspinać na drewniany most, zabierało jej to resztkę
162 sił. W dodatku stopnie były oblodzone, bardzo śliskie. Nie chciała trzymać się