Page 158 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 158

całej porcji. Więcej, więcej jej trzeba tej czerwonej masy, leżącej tam i kuszącej
           swą wonią…
             Grzech? Czy to jest grzech? W takim razie chciałaby grzeszyć częściej,
           tak często jak tylko możliwe. Chciałaby też zobaczyć, jak świeże rumieńce
           pojawiają się na policzkach Majera, kiedy zje jej kotlety, które teraz formowała,
           przypłaszczała i kładła na gorącą patelnię.
             Zapach smażonego mięsa, dochodzący ją niekiedy z korytarza, rozchodził
           się teraz po ich własnym mieszkaniu. Nie przeszkadzało jej, że mieszał się
           z ostrą wonią oleju do smażenia, wdychała go pełną piersią. Oby ten zapach
           był wystarczająco przekonywający, oby te wspaniałe, rumiane kotlety miały
           większą moc w sobie niż zapewnienia rabina, że tutaj jedzenie koniny nie
           jest grzechem.
             Stół zdążyła już nakryć, lecz zupa, prawie gotowa, wydała jej się zbyt wod-
           nista. Z oporem wzięła trzy nowe kartofle, obrała je i dorzuciła do garnka.
           Nie było to mądre, bo nie wiedziała, kiedy dostanie nowy przydział. Teraz
           jednak nie chciała o tym myśleć, chciała, żeby dziś wieczorem zniknął żarzą-
           cy się w oczach braci głód, żeby twarz Majera rozbłysła uśmiechem. Dzisiaj
           będą jeść powoli, będą się rozkoszować smakiem, którego od dawna nie czuli.
             A dla siebie odłoży kawałek na noc. Zanim zaśnie, włoży go do ust, wyciśnie
           soki językiem, będzie żuć powoli, powoli, a potem przełknie…
             Zaczęło się ściemniać, bracia powinni nadejść lada chwila. Wkrótce za-
           błyśnie pierwsza gwiazda, zaczną święcić szabas. Zupa gotowała się powoli,
           była zawiesista, pożywna. Kotlety skwierczały na patelni, pływając w tłustym
           sosie. Do tego każdy dostanie po kromce chleba.
             Gołda siedziała ze splecionymi rękoma, czekała. Po raz pierwszy od bardzo
           dawna widziała przed sobą pogodny, niczym niezakłócony świąteczny pokój.
           Szabas zbliżał się, oczekiwała go tak, jak się czeka na miłego gościa. Powita go
           całym sercem, wszystkimi zmysłami. Tak bardzo pragnęła, żeby Majer, żeby
           jej wszyscy bracia czuli to samo…


                                           3


             Nadeszli wszyscy jednocześnie. Gołda wstała, czekała… Zobaczyła, że
           Lejb wstrzymał oddech. Bez słowa powitania przeszedł obok niej, podszedł
           do kuchenki, popatrzył na patelnię. Radosne oczekiwanie i spokój, które
    158    jeszcze przed chwilą odczuwała, rozwiały się. Zmarszczone czoło Lejba nie
   153   154   155   156   157   158   159   160   161   162   163