Page 157 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 157
z tego i poda na szabasowy stół, niech tam bracia mówią, co chcą. To będzie
pole bitewne, ale ona się nie podda.
Szybko weszła na górę, zamknęła drzwi za sobą. Bracia przyjdą za dwie
godziny, ma sporo czasu, zdąży posprzątać, przygotować jedzenie i nakryć
stół do szabasowej kolacji.
Zdjęła palto, otworzyła okno, rozpaliła ogień pod kuchnią, postawiła na
niej garnek z wodą i patelnię, niech się grzeją w międzyczasie. Szybko zrobiła
łóżka, zebrała porozrzucane ubrania, wytarła stół. Podłogę umyła jeszcze
wczoraj, w pokoju pachniało teraz świeżością. Trzeba zamknąć okno, żeby
się nie wyziębiło. Dziś wieczorem będą święcić inny szabas.
Ręce jej drżały, kiedy wzięła nóż i odwinęła paczkę. Mięso… Nareszcie
mieli mięso w domu. Będą je dzisiaj jeść. I ona, i bracia. Wdychała głęboko
ostry zapach koniny, zaczęła ją kroić na małe kawałki. Czasu nie było już
dużo, jedzenie musi być gotowe, zanim bracia nadejdą, to szalenie ważne.
Gdy poczują wspaniały zapach tak blisko nosa, nie oprą się pokusie, żeby
nie popróbować. Bo niby dlaczego nie, skoro wszyscy inni tak robili? Nawet
rabin. To czyste szaleństwo dobrowolnie rezygnować z jedynego pożywienia,
które miało jakąś odżywczą wartość. A zresztą, nie będzie się przejmować,
jeśli odmówią, byle tylko pozwolili jeść Majerowi i jej samej. W przyszłości
będzie wymieniać ich racje. Ale Majer musi jeść mięso, musi!
Chciała po prostu braci zaskoczyć, to był najlepszy sposób na złamanie ich
oporu. Spróbuje zrobić coś rzeczywiście smacznego, ich głód zrobi swoje. Któż
pozostanie obojętnym czy wrogim wobec takiego delikatesu? Stół nakryje
z większą starannością, spróbuje stworzyć dobry, szabasowy nastrój, jak za
dawnych dni. Opału też nie pożałuje. Zanim pokaże się pierwsza gwiazda,
pokój będzie rozgrzany, a piec pełen brykietów. Dziś wieczorem zapomną
o głodzie i chłodzie…
Pracowała sprawnie i szybko, mięso wnet przemieniło się w farsz. Dodała
soli, trochę mąki i rozmoczony w wodzie kawałek chleba. Nie było tego dużo,
dodała więc jeszcze roztarty kartofel, choć ten przeznaczony był na zupę.
Wszystko przemieszała jeszcze raz, powąchała, posmakowała.
Wydało jej się, że czas się zatrzymał. Stała przez moment bez ruchu, przy-
mknęła oczy, poruszała powoli językiem, czuła, jak ten od dawna zapomniany
smak rozpływa się i jakby głaszcze podniebienie. Weźmie jeszcze troszkę…
Czuła ból w całym ciele, ból głodu. Zniknął już podświadomy strach przed
nieczystą strawą, przed chwilą jeszcze silniejszy niż tęsknota za jedzeniem.
Z przerażeniem stwierdziła, że prawie nie panuje nad swoją żądzą połknięcia 157