Page 138 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 138

– Tak samo, też żadne przeszkody ich nie powstrzymują. Biorą miasto
           za miastem. Mają Sewastopol i cały Krym, zdobyli Rostów, idą na Kaukaz.
           Przeszli Don, wzięli tysiące jeńców, mnóstwo broni. Tak to wygląda.
             – Gdzie są teraz?
             – Pod Stalingradem.
             – Tak, rozumiem. Nikt jeszcze wojny z Rosją nie wygrał, pamiętasz te
           słowa, Jakub? Historyczne książki trzeba będzie od nowa pisać.
             Jakub milczał, zgasił papierosa, zasłonił ręką oczy. Goldberg wstał, prze-
           sunął kapelusz na przód głowy. Włosy miał sklejone od gorąca, krople potu
           spływały mu po szyi.
             – Możesz mi to wyjaśnić, Jakub, dlaczego tak się upieramy, żeby żyć? Czy
           to ma sens? Gdyby tylko mieć więcej odwagi, podciąć sobie gardło, skończyć
           z tym wszystkim. Nie mamy na co czekać, to jasne. No może na jedną rzecz…
             Jakub zesztywniał, patrzył na przyjaciela, jakby chciał go zmusić, by za-
           milkł. Lecz Goldberg się tym nie przejął.
             – Jednego możemy być pewni, tego, że wylądujemy w komorze gazowej…
           Nie patrz tak na mnie, Jakub. Wiesz o tym równie dobrze, jak wszyscy. Ty
           zresztą pierwszy to wiedziałeś. Do diabła, chyba lepiej samemu to zrobić, niż
           zostać tam wepchniętym, nie sądzisz?
             – Umrzeć zawsze zdążymy – odpowiedział Jakub sucho. – Nie ma powodu
           się spieszyć. Trochę czasu jeszcze sobie damy radę, trzeba żyć z dnia na dzień…
             – I zdechnąć tu z głodu albo zimna, lub i z głodu, i z zimna? Nie, ja widzę
           tylko takie rozwiązanie: albo podciąć sobie gardło, albo… No niby czemu nie?
             Goldberg zamilkł, patrzył przed siebie.
             – Tak? – zapytał Lewin.
             – Czemu nie zostać policjantem?
             Jakub wzdrygnął się, wytrzeszczył oczy, lecz Goldberg patrzył na niego
           pewnym wzrokiem.
             – Nie musisz się tak przejmować. Nie mam pewnie na to szans. Za stary
           jestem, nie mam kontaktów. Ale pomysł nie wydaje mi się wcale głupi. Bo żeby
           skończyć ze sobą... tak, na to brak mi odwagi. A poza tym, jak mówisz, zawsze
           zdążymy. Mam takie marzenie, życzę sobie tego najbardziej ze wszystkiego.
           Zanim umrę, chcę się najeść, nażreć się smakołyków, napchać kałdun chle-
           bem, mlekiem, winem, spić się do szaleństwa, a jakby sił starczyło, to śpiewać
           pijackie, świńskie piosenki! Potem wykąpać się w ciepłej wannie, zmyć to całe
           gówno pachnącym mydłem, położyć się w czystej pościeli i usnąć. A w nocy
    138    mogę wtedy wykitować, to mi nie zrobi różnicy.
   133   134   135   136   137   138   139   140   141   142   143