Page 136 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 136
Stali oboje i patrzyli z ponurymi minami na połamane gałęzie i uschnięte
liście. Ich bez był w opłakanym stanie. Ci, którzy tu przyszli przed nimi, nie
tylko oberwali kwiaty, lecz także zrobili wszystko, żeby nowe nigdy się nie
pojawiły.
– Dlaczego to zrobili, Dawid? Dlaczego nic pięknego nie może tu prze-
trwać? Nie wystarczyło wziąć kwiatów, musieli także zniszczyć krzaki?
Po co?
– Nie znasz ludzkiej natury? Kiedy jest się opętanym potrzebą niszczenia,
nie pyta się po co. Temu, który to zrobił, życie może zbrzydło, nie znosi, że coś
jest młode i pachnące. Odczuł to jako urągowisko wobec własnych nieszczęść.
Zniszczył, żeby się odegrać. Tak też można się bronić.
– A mnie się marzyło, że spotkają nas tutaj kwiaty, że czekają na nas –
westchnęła Paula. – Dlatego odkładałam przyjście tutaj. Chciałam nacieszyć
się bzem w pełnym rozkwicie.
Dawid objął Paulę ramieniem i poprowadził ją w stronę miejsca, gdzie
zwykli siedzieć – na kamieniu wśród krzewów bzu, tak teraz przerzedzonych.
– No widzisz. – Paula wyczuła w głosie Dawida gorycz. – Nie wolno nam
niczego odkładać. Chcemy coś pięknego przeżyć, musimy to robić od razu,
wykorzystać każdą sekundę. Poczekamy do jutra, a powitają nas połamane
gałęzie zamiast kwitnących bzów.
Dawid jeszcze mocniej ją objął i poczuła, jak jej podniecenie, wywołane
bliskością ciała chłopaka, rosło. Zamknęła oczy, przytuliła się do niego, chciała
usłyszeć bicie jego serca. Przez przymknięte powieki widziała czerwoną mgłę.
To była pulsująca w niej krew. Odważyć się czy czekać? Czekać na jutro, które
może w ogóle nie przyjdzie?
Chciała wszystko z nim przeżyć, poczuć się jak jego prawdziwa kobieta.
Ale bała się. Jakiś głos szeptał do niej: „Nie, jeszcze nie, jeszcze nie…”. Lepiej,
żeby moje ciało zostawiono w spokoju.
Powoli otworzyła oczy i uścisnęła mocno dłoń Dawida. Wydawało się,
że ją zrozumiał i się z nią zgadzał, bo jego uścisk nagle zelżał. Uśmiechnął się
do niej.
Długo siedzieli w milczeniu, zasłuchani w sobie, aż niedawne napięcie
przeminęło. Dawid, patrząc na krzaki bzu, wzruszył ramionami.
– Tak – powiedział – ten widok bardziej pasuje do naszego życia niż ze-
szłoroczne kwiaty. To było zbyt piękne. Spokojna oaza w piekle. Teraz jest,
jak powinno być, wszystko pasuje do reszty: wydeptana trawa, zmaltretowane
136 drzewa, połamane gałęzie.