Page 135 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 135

– Więc to na pewno prawda. Pan też to wie, panie Lewin, złe pogłoski
             zawsze się sprawdzają. – Twarz Henryka spochmurniała. Wziął czapkę i pod-
             szedł do drzwi. Tej wiosny także nie czekało ich nic dobrego. A wkrótce nikt
             czekać nie będzie, wszyscy zginą. – No to do widzenia panu, dziękuję.
                – Do widzenia.
                Nareszcie sam… Jakub wyciągnął elektryczną płytkę – sam ją zrobił,
             uratowała mu chyba życie ostatniej zimy – i postawił na niej blaszankę z je-
             dzeniem. Był bardzo głodny, lepiej jednak poczekać, aż zupa się podgrzeje,
             ciepła bardziej syci.
                Z poczuciem winy i żalu myślał o tej gęstej zupie, którą przedwczoraj do-
             stał w sierocińcu. Nie mógł wziąć jej ze sobą, jak to na początku planował.
             Uśmiechnął się na myśl o Aronie, który mu cały czas towarzyszył, jak mały
             szczeniak, i pilnował porządku, kiedy Jakub strzygł kolegów. Doglądał też,
             żeby Jakub wszystko zjadł na miejscu.
                – Pan nas strzyże – powiedział. – To zupa dla pana. Niedobra? Taka
             tłusta i gęsta.
                Więc Lewin zjadł wszystko, do ostatniej kropli. Nie czuł się jednak syty.
             Wydawało się, że to nie odgrywało roli, ile zjadał, uczucie ssania w żołądku
             nigdy nie ustępowało. Po jedzeniu stawało się trochę łagodniejsze, ale nie
             ustępowało.
                To była jednak wielka różnica między jedzeniem w domu dziecka
             a tą cienką zupką, którą jadał w swoim zakładzie. I słusznie, bo dzieci ro-
             sły, więc potrzebowały jeść porządnie. Wszystkie dzieci, a już zwłaszcza
             te w sierocińcu.
                Znowu pomyślał o Aronie. Chłopiec bywał u niego często, traktował
             go jak przyjaciela, cieszyło go każde ciepłe słowo, każdy pieszczotliwy gest.
             Może dla Arona ta przyjaźń znaczyła więcej niż kawałek chleba lub talerz
             zupy? Kto wie?
                Jakub wytarł usta i brodę, na którą spłynęła strużka zupy. Wlał trochę
             ciepłej wody do blaszanki i wyszedł zza kotary, by czekać na następnego klienta.


                                              3

                – Popatrz – powiedziała Paula wzburzona, wskazując na ścianę domu za
             polami, kiedy przyszli tam pewnego pięknego czerwcowego dnia. – Nie ma
             ani jednej kwitnącej gałązki na naszym bzie.                          135
   130   131   132   133   134   135   136   137   138   139   140