Page 134 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 134

nic już mi prawie nie zostało. Ale to się zaczęło na długo, zanim byłem w pana
           wieku, potem było z każdym dniem gorzej.
             Zajdel wyprostował się. Jakub zrozumiał, że jego niewinne kłamstwo
           wywarło zamierzony efekt.
             – A co się tyczy tego wypadku – ciągnął dalej – to wszyscy już o nim
           zapomnieli. Zrobił pan poza tym wszystkim przysługę, bo teraz wiemy, że
           musimy być ostrożni. Przestraszył nas pan, ale żeby się z pana śmiać, to nie.
           Nigdy tego nie zauważyłem, proszę mi wierzyć.
             Henryk odzyskał trochę swojej dawnej, pewnej siebie bezczelności. Już
           po chwili zadał pytanie, którego Jakub oczekiwał, bo wszyscy, wcześniej czy
           później, zwykli je stawiać, a on miał na nie z góry przygotowaną odpowiedź.
              Zajdel wdychał przez moment głęboko i z wyraźną przyjemnością ota-
           czające go zapachy, po czym powiedział:
             – Jak pan to wytrzymuje, panie Lewin? Tak dzień za dniem czuć ten
           zapach i nie móc posmakować? Ja bym zwariował.
             – Można się przyzwyczaić. Siedzi się wśród tego zapachu codziennie, to
           się go nie czuje.
             – Tak, to inny zapach niż ten, co mnie niedawno otaczał. A ci z masarni
           przychodzą do pana się golić? Zna ich pan?
             – Trochę znam. Niekiedy przychodzą, niewiele mówią. To nie są stali
           klienci.
             – Rozumiem. A co się dzieje poza tym, mam na myśli na świecie?
             Jakub wziął szczotkę i zaczął zamiatać włosy zalegające podłogę. Odwrócił
           się od Henryka, westchnął lekko. Chciał, żeby Zajdel sobie poszedł i zostawił
           go samego. Po drugiej stronie zasłony czekała na niego zupa, którą Paula
           przyniosła kilka godzin temu.
             Był głodny, ale jak zawsze nie mógł się zmusić do jedzenia w obecności
           klientów, być może równie jak on wygłodniałych. Raz spróbował, musiał
           jednak przerwać. Jedzenie stawało mu w gardle, wydawało mu się, że obcy
           ludzie śledzą przez zasłonę każdy kęs. Lepiej poczekać i zjeść w spokoju, kiedy
           będzie sam.
             – Nic nowego – odpowiedział. – Biją się, to wszystko. Jak zrobi się cieplej,
           może coś się zmieni. Wie pan, jak to jest na wiosnę, trudno ruszyć.
             – Tak, nie spieszy im się, mają dużo czasu. Nie to co Niemcy, ci działają.
           Ale jak pan sądzi, co będzie dalej, słyszał pan coś?
             – Tylko niepewne pogłoski, nie wiadomo, czy można w nie wierzyć.
    134    Miejmy nadzieję, że to nieprawda. Mówi się o nowej niemieckiej ofensywie.
   129   130   131   132   133   134   135   136   137   138   139