Page 130 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 130

Szok przyszedł później. Henryk płakał jak dziecko, wąchając bez przerwy
           swoje stopy, które nacierał i suszył jakimiś szmatami.
             – Nic nie pomaga – jęknął. – Cuchnę gównem. Tyle wody poszło, nic nie
           pomaga. Cuchnę nadal.
             – Wydaje ci się. To twoje buty i ubranie śmierdzą. No i podłoga.
             – Nie, Klara, to moje nogi. One cuchną. Boże, co ja mam zrobić, co ja mam
           zrobić! – Henryk kołysał się cały na boki i patrzył na żonę dzikim wzrokiem.
           – Mogłem tam utonąć, nikogo obok nie było. W ostatniej chwili złapałem
           się deski, słyszysz? Gdyby nie ta deska, utonąłbym w gównie, leżałbym tam
           teraz, trup. Możesz mówić, co chcesz, nigdy tam więcej nie pójdę. Chcesz, to
           wykombinuj pokrywę na kubeł.
             – I będę go wynosić po tobie? Tak sobie wymyśliłeś?
             Klara pocierała z pasją brudne ubranie męża, płukała je w balii, w wodzie
           z podwórkowej studni. Otworzyła drzwi na ciemny korytarz, zaczęła zmywać
           tam podłogę.
             – Mogłeś przecież wołać – powiedziała ze złością. – Nie wiem, jak dzisiaj
           będziemy mogli tu spać.
             – Powiedziałaś „wołać”? Wrzeszczałem jak dzikie zwierzę. Nikt nie sły-
           szał. Ledwie mi się udało ujść śmierci w kloacznym dole, a ty mi mówisz,
           że mam się troszczyć o twoją przeklętą podłogę? To najważniejsze, tak
           uważasz, co?
             – Nic nie uważam – odpowiedziała Klara sucho, po raz ostatni wyciskając
           szmaty. – Lepiej idź i połóż się, zanim znowu nie narobisz kłopotu. Bóg wie,
           że już starczy na dzisiaj. Pokój śmierdzi, ja śmierdzę, ty śmierdzisz, udusić się
           można, a w dodatku wystawiłeś nas na pośmiewisko.
             – Pośmiewisko?
             Henryk owinął swoje chude ciało w płaszcz i odwrócił się do żony z gestem
           wyrażającym groźbę. Widoczne było, że tylko wyczerpanie powstrzymywało
           go, by się na nią nie rzucić.
             – Więc tak? Po tym wszystkim, co przeszedłem, jedyne, co możesz powie-
           dzieć, to tyle, że się ośmieszyłem i zabrudziłem podłogę?
             – Wejdź do środka, nie stój tak w korytarzu i nie krzycz – zasyczała Klara
           i wepchnęła go brutalnie do pokoju. – Daliśmy się słyszeć wystarczająco dużo
           dziś wieczorem. I innymi wieczorami także.
             – Klara, powiedz, jak jest, wolałabyś, żebym tam na dole został? Chciałabyś
           się mnie pozbyć, myślisz, że tego nie widzę? Na pewno sobie życzysz, żebym
    130    w tej kloace utonął. No słucham, czy nie jest tak?
   125   126   127   128   129   130   131   132   133   134   135