Page 127 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 127
– Myśmy przecież nie wiedzieli – rzekła Helena.
– To prawda, ale byliśmy obok. Byliśmy tutaj, kiedy on walczył o trochę
ciepła. To boli…
Ta zima zrobiła z Jakuba starca. Widział w lustrze, że włosów mu ubyło,
a te co zostały, posiwiały i mierzwiły się. Nie mógł ich porządnie ułożyć.
Kościste ramiona wybrzuszały ubranie. Odczuwał swoją chudość jako coś
bardzo nieprzyjemnego. Jego ciało jakby już nic nie ważyło, cały ciężar zbierał
się w nogach, ciężkich i zawsze obolałych.
Zdarzało się coraz częściej, że żona z niepokojem przytulała się do niego
i głaskała go po twarzy. Rozumiał, że się bała. O niego, o Paulę, o los wszystkich
zamkniętych w getcie, siedzących w zimnych mieszkaniach, leżących w lodo-
watych łóżkach, kiedy tak próbowali przechytrzyć czas, kiedy wyczekiwali
odwrotu ich najsilniej teraz odczuwanego wroga, któremu na imię było: mróz.
– Pomyśl, Helenko – powiedział kiedyś Jakub. – Myśmy w każdym razie
przeżyli wiele dobrego, mamy wiele powodów, żeby losowi dziękować. Paula
jest z nami, jest młoda, wytrzymała, a teraz zakochana. To doda jej sił, które
nam się już kończą. Dla niej świat stanie jeszcze otworem.
Przerażona Helena gładziła go czubkami palców po powiekach i głębokich
bruzdach wokół ust. Jakub rozumiał uczucia, które ją wypełniały, a których
nie umiała wyrazić słowami. Jej dotyk pokrzepiał go, czuł ciepło i więcej sił
w swoich zapadniętych ramionach. Łatwiej mu przychodziło ją pocieszać.
– Nie myśl, że mi coś jest. Nic mi nie dolega, ciężko mi tylko, bo nie po-
trafię wam zapewnić jakichś ludzkich warunków życia i nic na naszą sytuację
nie umiem poradzić.
Przyciągnął gwałtownie Helenę do siebie, przytulił jej głowę do swojej
piersi, nie potrafił ukryć, że jest poruszony.
– Helenko, najdroższa – szeptał. – Przed nami może być jeszcze wiele,
wiele szczęśliwych lat.
– Jeśli wyzwolenie nie przyjdzie za późno – dodał w duchu. – Jeśli do-
trwamy i będziemy mogli spojrzeć sobie w oczy…
Pewnego razu, kiedy z mieszkania Zajdlów dochodziły krzyki głośniejsze
niż zwykle, Jakub powiedział do swojej rodziny:
– Takie straszne rzeczy się wyprawiają. Jak tu być sobą, nie pobłądzić, nie
zapomnieć o tym, co się kiedyś ceniło? Żebyśmy tylko nie napotkali w nas
samych obcych ludzi, jak wojna się skończy. Najważniejsze, żeby się nie wsty-
dzić, kiedy się spojrzy w lustro…