Page 128 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 128

Rozdział trzynasty











                                           1

           Któregoś wieczoru pod koniec zimy mieszkańcy domu usłyszeli nagle prze-
           raźliwy hałas, krzyki i najstraszniejsze przekleństwa. Wśród całego rwetesu
           nietrudno było rozpoznać głosy Henryka Zajdla i jego żony. Przerażeni lo-
           katorzy otwierali drzwi swoich mieszkań, lecz szybko je znowu zamykali, bo
           doszły ich obrzydliwe, kloaczne zapachy. Po korytarzach, klatce schodowej,
           po całym domu roznosił się odrażający, wywołujący mdłości smród, którego
           źródłem był niewątpliwie Henryk.
             Klara Zajdel z wiadrem w ręku wypychała swojego męża na korytarz, a ten
           krzyczał, wyzywał kogoś od ostatnich i groził zaciśniętą pięścią jakiemuś
           niewidocznemu wrogowi.
             – Co się dzieje? – pytał Lewin wzburzony. – Co się panu stało?
             – Wpadłem do środka – krzyczał Zajdel. – Omal się nie utopiłem. Jakiś
           skurwysyn znowu ukradł dwie deski w wychodku! Jak się dowiem, kto to
           zrobił, zamorduję go, utopię jak wściekłego psa.
             – Och, jakie nieszczęście – chichotała Irena Razer ze złośliwą satysfakcją,
           zatykając przy tym nos. – Tego smrodu już nigdy się z ubrania nie wywabi,
           siedzi tam na zawsze. Ależ on śmierdzi!
             Klara Zajdel odwróciła się do sąsiadki, wściekła.
             – Niech pani sobie stąd pójdzie, nic tu pani nie ma do roboty – wołała ze
           złością. – Nikt tu pani nie prosił, żeby patrzeć i wąchać.
             – To korytarz należy może tylko do was, co? A jakie macie prawo, żeby
           tu tak naświnić?
             – Natrę ją tym gównem – zawołał Zajdel i ruszył w kierunku Ireny. – Może
           nauczy się trzymać język za zębami, kiedy nikt jej nie pyta. Puść mnie, Klara!
           Puść mnie, mówię!
             Irena biegła schodami na górę, podczas gdy Lewin i Gołda Stern patrzyli
    128    na nią, jakby nie rozumieli, co się dzieje. Irena, zanim weszła do siebie, zdążyła
   123   124   125   126   127   128   129   130   131   132   133