Page 121 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 121

– To prawda. – Lewin kiwał potakująco głową, miał zatroskaną, bladą
             twarz, bębnił delikatnie palcami po stole. – Nie zrobili tego z własnej woli,
             Japonia zaczęła z nimi wojować, więc cofnąć się nie mogli. Zastanawiam się,
             czy Amerykanie zdają sobie sprawę, jak wielkie znaczenie miałoby dla nas,
             gdyby zrobili to dobrowolnie. Szkoda, że czekali tak długo, aż ich napadnięto.
                Henryk Zajdel roześmiał się.
                – Chyba nie wierzy pan, że Ameryka z własnej woli wystąpiłaby w naszej
             obronie. Dlaczego mieliby to robić? To nie oni głodują i siedzą w zamknięciu.
             Japonia zrobiła nam przysługę, kiedy napadła na Amerykę. Teraz Amerykanie
             muszą się bronić, teraz to także ich wojna.
                – No tak, to co innego samemu mieć ból zębów, a co innego siedzieć
             i współczuć komuś, kto ma spuchniętą gębę – powiedział Goldberg, który
             od kilku dni chodził z bolącym zębem. – Dobrze im tak, teraz poczują na
             własnej skórze, co to jest walczyć o życie. A dla nas to dar niebios. Jak myślisz,
             Jakub, ile to jeszcze potrwa, jak już Ameryka jest z nami?
                Lewin wstał i chodził nerwowo po pokoju. Zatrzymał na chwilę wzrok
             na twarzy Pauli i pochylonych plecach Dawida. Młodzi siedzieli w ciemnym
             kącie koło okna i cicho ze sobą rozmawiali. Twarz Pauli nagle pojaśniała, jej
             oczy śmiały się do Dawida.
                Jakub westchnął. Widział, jak siedzieli koło siebie, zajęci tylko sobą. Wczoraj
             usłyszeli od niego nowiny, a dzisiaj otaczający świat już dla nich nie istniał. Ich
             spotkania trwały teraz krótko. Dawid mieszkał daleko, na dworze spotykać
             się nie mogli, było za zimno. Jaką to młodość miała jego Paula? Siedzieć tak
             ze swoim chłopcem w kącie ciasnego pokoju, wśród mnóstwa obcych ludzi?
                Jakubowi zamarzyło się nagle, żeby zawładnąć czarodziejską siłą i móc prze-
             nieść tę młodą parę w jakieś inne miejsce, gdzie siedzieliby przy zastawionym
             stole, wśród świateł i ciepła i skąd mogliby wyjść na ulicę jak wolni, szczęśliwi
             ludzie. Kiedy takie czasy nadejdą, jak długo będą musieli żyć w niewoli?
                – Nie wiem – odpowiedział cicho. – Tyle razy was oszukałem moim
             optymizmem, to teraz boję się coś powiedzieć.
                – No ale fakty są faktami. Temu nie zaprzeczysz? To nie bagatela, że
             Ameryka musi się teraz odezwać.
                Lewin uśmiechnął się lekko na myśl, że ich role jakby się odmieniły.
             Goldberg był teraz pełen entuzjazmu i wiary, że ostatnie wydarzenia zapo-
             wiadają szybką odmianę ich sytuacji. On też chciałby w to wierzyć… Może
             to tylko chwilowe przygnębienie tak negatywnie zabarwiało jego stosunek
             do wszystkiego?                                                       121
   116   117   118   119   120   121   122   123   124   125   126