Page 12 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 12

pójść pod wskazany adres, zapukać i odebrać żywność od nieznajomego, który
           otworzy drzwi. Ma wziąć tyle, na ile mu starczy pieniędzy.
             To było wielkie zaskoczenie dla Jakuba, że ten nieśmiały, niepozor-
           ny młodzieniec potrafi działać tak energicznie. Wacław zaczął pracować
           w jego zakładzie fryzjerskim  jeszcze jako chłopiec, ale od tej strony ni-
                                     4
           gdy się nie pokazał. Nawet kiedy później otworzył własny interes, nie
           objawiał większej przedsiębiorczości. A teraz próbował nawet pomóc
           im z mieszkaniem.
             – Kiedy już będziecie w getcie, poszukajcie ulicy Marysińskiej albo jakiejś
           innej w pobliżu – powiedział. – Moi krewni się wczoraj wyprowadzili stamtąd,
           mieszkają teraz u nas. Mówią, że tam żyli prawie sami Polacy, więc powinny
           być jakieś wolne mieszkania.
             Ale to nie było takie proste.
             Kiedy ruszyli rano w drogę, setki innych wozów jechało w tę samą
           stronę – na Bałuty. Jakub, jego żona i córka musieli popychać swój wóz,
           bo wszędzie leżał głęboki śnieg, a koń był stary i zmęczony. Poruszali się
           bardzo wolno, a kiedy dojechali i Lewin chciał się zameldować w biurze
           przydziału mieszkań, stała już przed nim długa kolejka. Woźnica, Hele-
           na i Paula zostali na dole wśród tłumu innych czekających, a Jakub usta-
           wił się w powoli posuwającym się ogonku. Czekali długo, ponad sześć go-
           dzin, lecz w końcu przydział dostali – na ostatni wolny pokój w domu
           na Marysińskiej 27.
             I oto są już na miejscu. Ostatni tobołek wniesiony przez bramę, można
           trochę odsapnąć. Na ulicy śnieg pokrył już grubą, równą warstwą ślady fur-
           manki i ich własnych butów.
             Jakub wyjął latarkę i zapalił ją, by móc się wokół rozejrzeć. Po lewej stronie
           zobaczył trzy stopnie, zapewne prowadzące do klatki schodowej. Na wprost
           znajdowało się podwórko ogrodzone z dwóch stron płotem, a z trzeciej wy-
           chodkami i górą odpadków. Śmietników wyraźnie tu nie było. No cóż, może
           to nie takie ważne, pomyślał i zwrócił się do żony:
             – No co, Helenko, zmęczona jesteś?
             – Jak my wszyscy. Tu jest okropnie. Miejmy nadzieję, że chociaż miesz-
           kanie się nada.




           4    Ojciec autorki, Mosze Marcinkowski, był fryzjerem, jego zakład znajdował się na Górnym
     12      Rynku 5.
   7   8   9   10   11   12   13   14   15   16   17