Page 8 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 8

niestety ani jednej pary butów do naprawy lub do odebrania… Stary Mojsze
           nie miał zamówień już od trzech tygodni.
             Wcześniej to się nie zdarzało, a jeśli – to bardzo dawno temu. Nie żeby
           był zawalony pracą, lecz zawsze trafiał się ktoś, kto chciał swoje buty zrepe-
           rować, a niekiedy zamówić nowe. Cała okolica wiedziała, że szewc Mojsze
           Zalewski to dobry majster, że zna się na rzeczy. Nigdy nie wychodzono od
           niego z uczuciem niezadowolenia, nigdy nie usłyszał, że zrobił coś niedbale
           lub nie tak jak trzeba. Dlatego mógł utrzymać swoich klientów z roku na rok,
           znał wszystkich dobrze. Tracił ich tylko wtedy, gdy umierali albo zakładali
           rodziny i wyprowadzali się gdzieś daleko.
             Gdyby zebrano wszystkie buty z okolicy, które przeszły przez jego ręce,
           umiałby powiedzieć, kto jest właścicielem każdej pary.
             „To są buty Janika, murarza. Są pokrzywione, bo Janik ma platfusa, jego
           buty przedziurawiają sie w palcach, o proszę, już to widać…”
             „A te są żony dozorcy, Anny. Ona ma straszliwe odciski, co wybrzuszają
           skórę po bokach i robią tam dziury”.
             „Ta para należy na pewno do Antoniego Bolewskiego, tkacza. Zawsze
           z wielkimi, paskudnymi dziurami pod zelówką. Marna skóra, popękana. No
           tak, biedny Antoni zwykł schadzać swoje buty do końca, a potem on, szewc
           Mojsze, musiał się rozpaczliwie biedzić, żeby to naprawić. Ale zawsze mu się
           udawało. Zawsze…”
             A teraz? Gdzie oni są? Gdzie się podziali wszyscy jego dawni klienci?
           Tego nie wiedział. Wiedział tylko, że pewnego dnia musieli się wyprowadzić,
           szybko, bezładnie, niezależnie od tego, czy mieli dokąd iść, czy nie. Dlatego
           że byli Polakami .
                         2
             Stary Mojsze widział przez kilka dni ze swojego okna jak wszyscy, rodzina za
           rodziną, udawali się w drogę. Jak fury zaprzężone w konie albo wozy z rodziną
           przy dyszlu odjeżdzały z całym swoim skromnym dobytkiem, ze wszystkimi
           rzeczami zwalonymi na kupę. Bywało, że wychodził do nich, podawał im rękę
           i życzył powodzenia, ale nie robił tego zbyt często. Mógł łatwo odczytać w ich
           oczach, co myślą: „My musimy się stąd wynosić, z naszego domu, w którym
           mieszkaliśmy całe życie. A ty zostajesz, Żydzie”.



           2    Do lutego 1940 r. na ul. Marysińskiej, która znajdowała się na terenie Bałut, mieszkali obok sie-
             bie Polacy i Żydzi, dopiero decyzja o utworzeniu getta zmusiła polskich mieszkańców do opusz-
             czenia swoich domów i przeprowadzki w inny region Łodzi, do ich mieszkań wprowadzali się
     8       żydowscy mieszkańcy z innych części miasta.
   3   4   5   6   7   8   9   10   11   12   13