Page 9 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 9

I rzeczywiście – on został.
                A potem widział, jak wprowadzali się nowi ludzie, jak wóz za wozem
             stawał przed domem. Słyszał zgrzytanie bramy, gdy ją otwierano, i odgłosy
             obcych kroków na schodach. Tylko pokój Janików, nad nim, był nadal pusty,
             pozostałe zamieszkiwali już nowi, obcy.
                A co będzie, jeśli któryś z tych nowych też jest szewcem? W tym samym
             domu! Z czego Mojsze będzie żyć? Wystarczy zresztą, żeby jakiś szewc za-
             mieszkał gdzieś w pobliżu – Mojsze i tak straci środki na utrzymanie.
                W każdym razie miałby wtedy dużo, dużo gorzej.
                I co ma zrobić, by powiadomić nowych mieszkańców, że na Marysińskiej
             27 mieszka szewc? Uprzednio wszyscy to wiedzieli, przychodzili, bo był znany
             w całej okolicy i nigdy nie potrzebował szyldu. A jeśli ktoś nie wiedział, wy-
             starczyło spytać kogokolwiek, każdy by powiedział: „Idź do starego Mojsze,
             on to zrobi”.
                No tak, tak było kiedyś, przed kilkoma tygodniami. Teraz przydałby się
             szyld nad bramą, by skusić jakiegoś klienta. Zarobiłby znowu parę groszy.
             Nie było jednak nic przyjemnego w takim zmienianiu obyczajów na stare
             lata, w ogłaszaniu szyldami, że istnieje.
                Mojsze nie bardzo rozumiał, jak to się stało, że cały ten dobrze mu znany
             świat, do którego tak był przyzwyczajony, rozpadł się nagle na drobne ka-
             wałki. Wiedział wprawdzie, że trwa wojna, lecz dlaczego wojowano z nim,
             z Janikiem albo z tą schorowaną staruszką Anną? Co można było wygrać na
             tym, że Anna nie miała się gdzie podziać i że teraz mieszkali tutaj tylko jego
             współwyznawcy? Czy na tym, że on, stary Mojsze, stracił swoich wiernych
             klientów?
                Wojna czy nie… Takie sprawy go nie interesowały. To było coś dla prezy-
             dentów i marszałków. Za to im płacono, a on sam płacił na to ciężkie podatki.
             Ich pracą było pilnowanie porządku w kraju, tak jak jego łatanie starych
             butów, a zadaniem dozorcy opieka nad domem, podwórkiem i dbanie o to,
             żeby trawa nie rosła między kamieniami. Tak też powiedział dozorcy, a ten


             się z nim zgodził, tyle tylko – to także Mojsze powiedział – że rząd jest do
             niczego, skoro dopuścił do czegoś takiego.
                Spojrzał na ścienny zegar. Niedługo piąta. Wstał, zatarł zmarznięte ręce.
             Poczuł się głodny. Czas coś przekąsić…
                Dzięki siostrze Janika, Karolinie, spiżarnię miał dobrze zaopatrzoną. Za
             jej radą kupił u niej zapas kartofli, mąki, soli, a nawet trochę cukru i herbaty.
             Stało to wszystko, porządnie jak się patrzy, w torebkach na najniższej półce.   9
   4   5   6   7   8   9   10   11   12   13   14