Page 112 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 112

starczyło na cały okres. Żałowała tego gorzko, kiedy wszystko było zjedzone,
           a do następnego przydziału brakowało wielu dni. Wstydziła się przed dzieckiem
           i samą sobą, gdy Roza z płaczem prosiła ją o chleb. Musiała wtedy naruszać
           zapas kartofli, więc te znikały szybciej, niż to zaplanowała.
             Tym razem, kiedy odbierze swoją rację, będzie inaczej. Nie wolno jej narażać
           siebie i dziecka na takie straszne dni, jak ostatnio. Irena obiecywała sobie, że
           będzie ostrożna, bardzo ostrożna z chlebem, nie podda się ani swoim chęciom,
           ani prośbom Rozy, choćby to było nie wiadomo jak trudne.
             – Znowu dają ciepły chleb – powiedziała Klara za jej plecami. – Nieszczę-
           ście z tym świeżym pieczywem.
             – To prawda, dlaczego zawsze dają świeży chleb? Świeży jest cięższy i mniej
           sycący, nic dziwnego, że potem nie starcza.
             Zaczerwienione oczy Klary rozbłysły.
             – Nic dziwnego, że u was nie starcza – powiedziała złośliwie. – Mała Roza
           na pewno wszystko zjada. Dziwne tylko, że dziewczynka chudnie z każdym
           dniem, a pani jakoś się nie zmienia.
             – Co pani chce przez to powiedzieć? – wyjąkała Irena.
             – Dokładnie to, co pani słyszała. Nie wolno objadać małych dzieci. Myśli
           pani, że w domu nie wiemy, co się u was dzieje?
             – Och, ty podła babo! – Irena zbliżyła się do swojej młodszej sąsiadki
           i złapała ją za połę palta. – Obyś zdechła z głodu! Co to za zarzuty mi w twarz
           rzucasz? Jak śmiesz! Wylewasz żółć na mnie, bo twój miły Henio nie potrafi
           trzymać rąk z daleka od pudła z chlebem? Myślisz, że nie słychać, co się za
           waszymi drzwiami wyprawia?
             Kobiety mierzyły się wściekłymi spojrzeniami i kto wie, czym skończyłaby
           się ich kłótnia, gdyby nie to, że policjant wpuścił właśnie do środka następną
           grupę, a kolejka zaczęła napierać z tyłu.
             – No co, nie przesuniecie się? Bić to się można na ulicy, a nie w ogonku.
           Zwariowane baby, widzieli to państwo!
             – Odejdźcie z kolejki, jak nie umiecie stać spokojnie!
             – Trzeba im dołożyć, to się uspokoją!
             Irena rzuciła Klarze ostatnie, uśmiercające spojrzenie i odwróciła się.
           Stały teraz wśród lodowatej ciszy. Irena była wściekła na swoją sąsiadkę, lecz
           także wdzięczna losowi za to, że wokół stali tylko obcy ludzie. Nie byłoby jej
           przyjemnie, gdyby ktoś inny z lokatorów ich domu usłyszał, o co się ją ob-
           winia. Ciążyła jej jednak myśl o tych dniach bez chleba. Czy inni wiedzieli,
    112    jak u nich było? Prawdopodobnie tak. Roza zwykła biegać po sąsiadach
   107   108   109   110   111   112   113   114   115   116   117