Page 109 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Zenia Larsson - Cienie przy drewnianym moście.
P. 109

A co z moją duszą? – pytała Paula sama siebie. Cóż znaczy głód, jeśli
             muszę stale być poniżanym cieniem bez innych uczuć jak tylko wibrujący
             strach! No i może nadzieja, że jednak mnie nie dostrzegą. Cóż znaczy głód
             wobec tego – nic…
                Głód to skurcze pustego żołądka, tęsknota za kiełbasą, radość, jeśli się
             uda ją posmakować, a potem żal, że się skończyła. To tęsknota zębów za
             żuciem chleba, podniebienia za jego smakiem i przełyku za tym, żeby chleb
             przełknąć, a nie tylko ślinę.
                Ale można przecież skierować myśli w inną stronę, można przeżywać
             zapach i urodę bzów, odczuwać brak starego, sękatego kasztana. Głód nie
             zapanował jeszcze nad moją duszą. Umiem się radować książką, odczuwam
             krągłość moich piersi, kiedy się myję, tęsknię za Dawidem, za jego dłońmi,
             ustami, oczami. Pamiętam zapach jego ciała, zapominam wtedy, że nic nie
             jadłam przez cały dzień.
                A głód – głód niewiele znaczy, z głodem potrafię walczyć. Ale to wszystko
             inne – gdy własne myśli zanikają, gdy człowiek czuje się zagrożony, lecz całko-
             wicie bezbronny, gdy para błyszczących guzików na mundurze obezwładnia
             i niszczy świadomość, że jest się człowiekiem. Gdy każda komórka w ciele
             krzyczy: „Uciekaj, przestań istnieć!”. Gdy potem wraca się do przytomności,
             czuje, jak zimny pot spływa wzdłuż kręgosłupa, i stwierdza, że i tym razem
             udało się ujść cało.
                Jaki w tym wszystkim sens? Czy tego oni chcą – widzieć wystraszone cienie
             pełzające po ziemi, wykrzykujące swoje przerażenie, błagające o zmiłowanie,
             którego im się i tak nie da? Czy ich to bawi? A ja, człowiek, czy ja nie reaguję
             właśnie tak na widok munduru? Co się z nami dzieje?
                – Paula? Dlaczego tu siedzisz? Jesteś zmęczona, córeczko. A my tak się
             niepokoiliśmy…
                Tuż obok zobaczyła wychudzoną twarz ojca. Pomógł jej wstać, założył
             plecak, wziął obie torby i uśmiechał się do niej, przyjazny, lecz zatroskany.
                – Nikogo tam teraz nie ma po drugiej stronie, chodźmy. Bałaś się?
                Paula zmusiła się do uśmiechu.
                – Ja? Ależ skąd, odpoczywałam tylko.
                – Tak, tak. – Lewin rzucił krótkie spojrzenie na zasieki, minęli je szybko.
             – Za to ja… Ja bardzo się bałem…
   104   105   106   107   108   109   110   111   112   113   114