Page 86 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 86

– A miejcie dobry szabas!
             Josel wszedł do swojej „trzeszczącej budy” i razem ze starszymi córkami,
           Rejzelą i Rachelą, zaczął szykować dom na szabas. Potem pobiegł do mykwy.
           Później ubrał się w szabasową, wyblakniętą kapotę, z wystrzępionym gartlem ,
                                                                           57
           a na głowę wsadził wyświechtany sztrajmel. Z twarzą zaróżowioną i wymytą,
           z wyczesaną, czystą brodą szedł za rękę wraz ze swoim kadiszem  Herszelem
                                                                  58
           do synagogi, aby się pomodlić – teraz, bardziej niż kiedykolwiek, wyglądał jak
           wyjęty z kart Pięcioksięgu.
                                           5

           Żeby szabas był jeszcze bardziej szabasowy, Josel wrócił z modlitwy z gościem
           – z Abelem, miejscowym głupkiem.
              Kiedy się na niego spojrzało, człowiekowi chciało się śmiać. Był najwyższą
           osobą w Bocianach, miał olbrzymie dłonie i stopy, do tego czerwony, zawsze
           cieknący, kartoflowaty nos i spuchnięte, wydęte usta. Wciąż ślinił się
           i uśmiechał głupkowatym uśmieszkiem. Włosy jego nie były ani blond, ani
           mysie, ani nawet siwe – tylko po prostu białe. Białe były też jego dziwacznie
           długie rzęsy nad okrągłymi, wybałuszonymi ślepiami, którymi cały czas mrugał.
           Najśmieszniejsze w jego twarzy były jednak brwi. One akurat były czarne, jak-
           by zabarwione węglem: dwie grube, czarne, szczeciniaste kreski – podczas
           gdy swoimi grymasami Abele zabawiał dzieci Josela, to unosiły się, to opada-
           ły, podobne do statków kołyszących się na jego pofałdowanym czole niczym
           na morzu.
              Abele cieszył się sympatią, był prawdziwym pupilem. Została mu niewinność
           trzy- lub czteroletniego dziecka i na tym samym poziomie zatrzymał się, wydaje
           się, jego umysł. Tylko ciało stało się dorosłe, nadal młode, ale mimo to wyschnięte.
           Miasteczko lubiło go, było w nim coś przyciągającego, ale też coś nietypowego
           – ani nie wyglądał, ani nie zachowywał się jak żydowski głupek, mimo że nikt do
           końca nie znał przepisu na to, jak taki żydowski głupek powinien wyglądać, ani
           jak się prowadzić. Szybko czuło się jednak, chwytało się tę pewną nieoczywistą
           swojskość.
              Prawdę mówiąc, na goja Abele też nie wyglądał. Ludzie byli pewni tylko jednej
           rzeczy: że nie był tutejszy, bo co do tego miasteczko upewniło się gruntownie.
           Skąd pochodził – tego jednak nie wiedzieli. Nagle, pewnego zimowego poran-
           ka, Chackele, niemy nosiwoda, jeszcze zanim przysiągł, że stanie się ascetą




           57   Gartl – pas symbolicznie oddzielający górną część ciała (duchową) od dolnej, odpowiedzialnej za
             potrzeby cielesne.
           58   Kadisz – tu w znaczeniu: syn, na którym spoczywa obowiązek odmawiania modlitwy kadisz po
     86      śmierci rodziców.
   81   82   83   84   85   86   87   88   89   90   91