Page 85 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 85

– Uchowaj Boże!
                Ale reb Lejbele, którego Josel nie znosił, zakłócił mu tę chwilę wytchnienia na
             progu synagogi. Wycofał się zatem i ruszył uliczką w kierunku domu szojcheta.
                W całym sztetlu trwały gorączkowe przygotowania do szabasu. Kobiety czy-
             ściły izby, wymiatając śmieci na kupki pośrodku ulicy. Inne biegły do synagogi
             zapalić świeczkę za zmarłego. Mężczyźni w rozwianych tałes kutn  śpieszyli to
                                                                    55
             tu, to tam, kończąc sprawy z minionego tygodnia. Josel skrzywił się na widok
             zapracowanych żebraków, biegających od drzwi do drzwi. „Bezczelne nieroby!”
             – mruknął do siebie. „Biegają wkoło za jałmużną, jakby zbierali należne im
             długi!” A jednak sięgnął do kieszeni i odliczył żebrakowi parę kopiejek, które
             zarobił u chłopów. Nie zapomniał też zanieść pieniędzy do rebego Szapsela na
             rachunek zapłaty za nauczanie, którą był mu winien. Zaniósł też swoją działkę dla
             rabina, dał na moes-chitim , na mykwę, na przytułek – i potem z lekkim sercem
                                    56
             i jeszcze lżejszymi kieszeniami oraz z zaszlachtowanym kurczakiem w worku,
             ruszył do swojego sklepiku na Pociejowie, aby zobaczyć, jak sobie radzą jego
             córki, i zamknąć interes na szabas.
                Usłyszawszy od córek, że wszystko przebiegło spokojnie, a one nawet zarobiły
             dziesiątaka, Josel dał każdej klapsa w tyłek, ponieważ nie zamiotły brudu z progu
             sklepu. Później, kiedy wziął się za zamykanie sklepu, nie odwracając wzroku od
             krat, które zasuwał, zawołał uprzejmie:
                – Dobrego szabasu, sąsiadko!
                – Wam też, reb Joselu, dobrego szabasu! – odpowiedziała mu swoim ciepłym
             głosem Hinda, wdowa po Chomelu Sojferze.
                Wchodząc na swoją ulicę, Josel mijał sąsiadkę Brońcię Płaksę – woła-
             no na nią „płaksa”, ponieważ była fachową płaczką towarzyszącą ludziom
             u progu życia i śmierci. Miała pod swoją komendą grupę zaprawionych pła-
             czek i wzywano ją zarówno do położnicy, jak i do umierającego. W ten spo-
             sób utrzymywała ona swoją rodzinę, zarówno pobożnego męża reb Pesa-
             cha, który całe dnie studiował księgi, jak i całą izbę swoich synków, jednego
             mniejszego od drugiego. Żadne wydarzenie w Bocianach nie mogło się obejść
             bez Brońci i jej płaczek, one nadawały wszystkiemu prawdziwie żydowski
             sznyt.
                Josel podał Brońci zaszlachtowanego kurczaka i trochę mąki, którą przyniósł
             od młynarza, aby ugotowała mu rosół z makaronem dla niego i jego dzieciarni.
             Ta, zajęta pracami domowymi, szybko kiwnęła głową. Zwykle Brońcia przy pracy
             biadała sobie pod nosem, ale nie dzisiaj. Dziś nawet zawołała za Joselem, kiedy
             ten wyszedł z jej chałupy:


             55   Tałes kutn (hebr. talit katan) – mały tałes, rodzaj kamizelki z białego płótna, noszonej przez poboż-
                nych Żydów na co dzień pod wierzchnim ubraniem.
             56   Moes-chitim – składka dla biednych w celu wyposażenia ich w potrzebne rzeczy na Pesach.  85
   80   81   82   83   84   85   86   87   88   89   90