Page 81 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 81

brodzie Joselego, drugą ręką próbował trafić butelką w usta Żyda, ale w żaden
             sposób nie udawało mu się to.
                 – Popijem… popijem za naszą przyjaźń! Do diabła, popijem… – mówił to
             płaczliwie i prosząco, a przy każdym „po” tryskał śliną w twarz Joselego.
                 – Nie popijem! – Josel pokręcił głową, wyciągając szyję i próbując oswobodzić
             swój kark spod ramienia Wacka.
                 Wacek rzucał głową we wszystkie strony i bełkotał:
                 – A ja… a ja ci mówię, że tak… będziesz pił!
                Josel niecierpliwie zaczął się z nim mocować. Żal mu było jajek w zawiniątku.
                 – Napijemy się następnym razem! – Wyrywał się.
                 Wacek wybałuszył nabiegłe krwią oczy i jeszcze mocniej uwiesił się na Joselu.
                 – Następnym razem napijemy się jeszcze raz! – Zaczął się już pienić. – No,
             do jasnej cholery! Bierz łyka, braciszku, no, pociągnij! – Josel nie mógł już wy-
             trzymać i z całą siłą odepchnął Wacka od siebie. Ten chwiejnie stanął przed nim
             i zamachnął się butelką, jakby była kamieniem. – Będziesz pił, czy nie? Ty… ty…
             – ryknął i stanął z rozpostartymi rękoma i rozstawionymi nogami przed furtką,
             uniemożliwiając w ten sposób Joselemu wyjście.
                 – Uważaj! – Josel ze wszystkich sił powstrzymywał się i zawołał spokojnym
             głosem: – Wylejesz wódkę!
                 – To weź i pij, parszywcu jeden! – Wacław wychodził już z siebie, tylko jego
             głos brzmiał czysto, jakby złość otrzeźwiła go.
                Żona Wacka wyszła z chałupy i zbliżała się z rozbawioną gromadką dzieci.
                 – Napij się, Josiek! Weź łyka! – radziła Joselowi. – Zrób to dla niego, nieboraka,
             znowu pokłócił się z bratem. Z kościoła go wyrzucono. No, pociągnij, Josiek! Bądź
             mu bratem! – prosiła.
                 – Nie – Josel przeczesał brodę palcami i rozejrzał się, którędy mógłby uciec.
             – Muszę już biec!
                Wacek wybuchł dzikim śmiechem.
                 – Oczywiście, pobiegniesz, kundlu parchaty! Ale wcześniej tę oto flaszeczkę
             wypijesz do dna… Do zatracenia! – Zamachnął się nogą i kopnął zawiniątko
             z tuzinem jajek, które Josel trzymał w ręce. Na ziemię zaczęła wylewać się ciecz
             z białek i żółtek. Dzieci Wacka zanosiły się od śmiechu, gojka też zaśmiała się
             sztucznie. Wacek chwycił za grabie, które wisiały na płocie i zamachnął się nimi
             na Joselego. Ten złapał je po drugiej stronie i pociągnął je z taką siłą, że pijak
             zakołysał się i fiknął koziołka, upadając w trawę.
                 – Olaboga! – Wacławowa wzniosła ręce ku niebu. A jej najstarsza córka
             Wanda, która cały czas była w domu, wyszła na dwór.
                 Josel zdjął worek z ramion i razem z gojką oraz dziećmi zaniósł Wacka do
             chałupy. Potem wyszedł na zewnątrz i popatrzył na tuzin jajek, które rozlane na
             ziemi smażyły się w słońcu, przeczesał brodę, przerzucił z powrotem na plecy
             wór z rzucającym się kurczakiem i ruszył ku polnej drodze, która powiedzie go
             do szerokiej alei topolowej. Mijał kuźnię Joela, ale nie chciał mieć z nim żadnych   81
   76   77   78   79   80   81   82   83   84   85   86