Page 84 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 84

ojciec Joselego i jego wujkowie – ze złamanymi sercami ją stawiali, ale też z upo-
           rem, zapałem i wielkim entuzjazmem. Ozdobili ją, wkładając w to wszystkie swoje
           talenty. Prawdę mówiąc, mężczyźni w rodzinie Joselego zajmowali się budową
           tratw i domów dla zarobku, ale w rzeczywistości byli wyśmienitymi stolarzami
           oraz snycerzami i wtedy, przy budowie tej synagogi, zaczęli wprowadzać Joselego
           w tajniki zawodu. Synagoga została zbudowana z drewna, posiadała rzeźbione
           balkoniki i kręcone zdobione wkoło schody, które prowadziły na babiniec. Belki
           obok żyrandolu, bima , emud , masywne drzwi wejściowe i mniejsze boczne –
                             51
                                    52
           wszystko ozdobione było jelonkami, lwami, gołąbkami i kiściami winogron, które
           wyglądały jak żywe. Nawet goje czuli respekt dla tej synagogi i pomagali chronić
           ją przed pożarem.
              Synagoga  była  piękna ,  jednak  posiadała  mały  defekt.  Stała  trochę
                                  53
           przekrzywiona, jak ktoś, kto ma jedno ramię niżej, a drugie wyżej. Prawdopodobnie
           z powodu podmokłego terenu tak szybko zaczęła się zapadać. Ale to już była
           wola boża i miasteczko udawało, że tego nie zauważa, a może rzeczywiście nie
           zauważało. Sztetl kochał tę synagogę miłością nabożną, całą duszę jej oddając.
              Josel, rozumie się, darzył ten budynek szczególnym uczuciem. Był do niego
           przywiązany więzami wielorako pojmowanej bliskości. Nigdy nie mógł minąć
           go, choćby na chwilkę nie zatrzymując się na progu, aby poczuć jego woń. To
           nie był zwyczajny zapach drewna, ale czegoś więcej, jakiegoś nieokreślonego
           odświeżenia, wzniosłości. Kiedy dotykał pięknej snycerki na drzwiach, dzieła
           jego własnego ojca, wydawało mu się, że zmarły tato wita go i to było bardzo
           silne uczucie.
              Chociaż Josel spieszył się teraz, nie myśląc, zatrzymał się na progu synagogi
           i przejechał dłonią po drzwiach, jakby witał ojca słowem szolem . Okazało się,
                                                                54
           że szames z synagogi, reb Lejbele Pożeracz Japcoka, jak go nazywano w sztetlu,
           zobaczył przez okienko Josela, idącego ze wsi szeroką drogą topolową, i wyszedł
           mu naprzeciw z rękami zaplecionymi pod wydętym brzuchem.
             – Co, byłeś we wsi całą dobę? – przywitał go swoim zachrypniętym głosem
           reb Lejbele, przed którym nic się nie ukryło. – I pociągnęło się gorzałki, co?
           – zachichotał i jak pies obwąchał Joselego.
             Ten przypomniał sobie, jak rzeczywiście blisko był od napicia się wódki i z za-
           dowoleniem wzruszył ramionami:



           51   Bima – podwyższone miejsce w centrum synagogi, gdzie stawiano stół do czytania Tory.
           52   Emud – pulpit.
           53   Opisana przez Rosenfarb konecka synagoga, którą autorka znała z dzieciństwa, stanęła w 1780 r.
             Zachowały się jej szczegółowe opisy, szkice i archiwalne zdjęcia. Została zburzona przez Niem-
             ców w czasie II wojny światowej.
     84    54   Szolem – pokój; przywitanie żydowskie.
   79   80   81   82   83   84   85   86   87   88   89