Page 79 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 79

Po tym, kiedy Josel powziął decyzje odnośnie do dwóch ważnych spraw,
             w pewien czwartek wysłał swoje dwie starsze córki, Rejzelę i Rachelę, do skle-
             pu, a sam z workiem wapna i kredy na plecach ruszył do pobliskich wsi. Chłopi
             chętnie dadzą mu zarobić parę groszy, dlatego wspinał się na Niebieską Górę
             podremontować werandę u reb Fajwela Młynarza, a potem planował powędrować
             do wioski za górą i przenocować w stodole. Rano, zaraz po odmówieniu szachres
                                                                              44
             w cudownie pachnącym sianie, wyszedł na zewnątrz, aby „obskoczyć” wioskę.
             Zapukał też do drzwi Wacława Spokojnego. Prawda, nie miał żadnych kontaktów
             z tym gojem, ale w przypadku szukania zarobku to była inna sprawa. A Wacław
             od razu wziął go na podwórze, pokazał mu krzywo stojący wychodek i kazał mu
             go naprawić.
                 Josel zdjął z ramion worek, poprosił Wacława o podanie potrzebnych do
             rozrobienia wapna naczyń i od razu wziął się do roboty. Wychodek stał na końcu
             podwórza między dwoma gruszami. Parę przejrzałych, ciemnoczerwonych gru-
             szek wisiało na najwyższych gałęziach. Już to, że mógł pracować w sąsiedztwie
             takich drzew, stanowiło przyjemność. Powietrze przesiąknięte było zapachem
             dojrzałych owoców. A do tego dzień był jasny, jeden z tych ostatnich złotych dni
             późnej jesieni. Z domu Wacława przez cały czas niósł się słodki śpiew najstarszej
             córki – Wandy. Prawda, Żyd nie powinien wsłuchiwać się w kobiecy śpiew , ale
                                                                          45
             jej głos dźwięczał w powietrzu i Josel przyjmował to niczym ptasie trele. Kon-
             centrował się na robocie.
                 Kiedy Josel skończył pracę, Wacław, mocno już wstawiony, podwinął het-
             mańskiego wąsa, zawołał z chałupy swoją gojkę razem z całą dzieciarnią i roz-
             kazał im, aby jeden po drugim wchodzili do wychodka i „oblali” go na szczęście.
             Potem całą tę gromadkę zawołał na bok, ustawił na kształt gwardii honorowej
             i znów podkręcił wąsa. Położył dłonie na piersi, jak do modlitwy, wyprostował
             szyję i powolnym, uroczystym krokiem, naśladującym chód jego brata księdza,
             pomaszerował do drewnianego wychodka, aby również go od środka „poświęcić”.
             W tym momencie dzwon kościelny w miasteczku zaczął bić na Anioł Pański. Żona
             Wacława wraz z dziećmi przeżegnała się i rzekła: „Niech będzie pochwalony”.
                 Gojka pośpieszyła do ganka, wzięła naszykowanego, żywego kurczaka, który
             ze związanymi łapkami kręcił się koło przyzby, i wsadziła go Joselemu do worka.
             Przyniosła mu też z chałupy tuzin jajek zawiązanych w szmacianą chustkę, po
             czym odliczyła jeszcze siedem dużych, czerwonych jabłek dla każdego z jego
             dzieci – zgodnie z tym, jak rano ustalili. Josel na znak podziękowania kiwnął do
             niej głową. Mruknął coś, powiedział paszoł won do kudłatego psa, który przyjaźnie
             łasił się do niego, po czym odwrócił się, żeby odejść.


             44   Szachres (hebr. szachrit) – codzienne żydowskie modlitwy poranne.
             45   Mowa o prawie kol-isze, które zabrania Żydowi wsłuchiwania się w kobiecy śpiew; generalnie
                odnosi się to do sytuacji, gdy mężczyzna się modli, ale zasada ta bywa rozszerzana.   79
   74   75   76   77   78   79   80   81   82   83   84